Za nami długi dzień, choć poranek okazał się dość krótki. Pobudka, śniadanie, porządek po śniadaniu, ostatnie drobiazgi do plecaków, sprawdzanie listy zabranych rzeczy (już wiemy, że zapomnieliśmy sznurka:) ), wyłączyć światło, wodę, zamknąć okna i wszystko gotowe. Telefon "już jestem", droga do Krakowa (dzięki Kasia), lotnisko - tym razem okazało się, że dwie godziny przed odlotem to wcale nie jest za dużo. Pan z obsługi lotniska ściągnął nas i jeszcze kilka osób z ogromnej kolejki do bramek, już po odprawie. Gdyby nie to, stali byśmy tam chyba do wieczora. Tym bardziej, że trzeba doliczyć z 5 minut na nieco dokładniejsze sprawdzenie Janusza. Nie pomyliliśmy się co do tego, ale pomimo najwyraźniej podejrzanego wyglądu, Janusz kolejny raz pomyślnie przeszedł wszystkie bramki i siedzimy, w wypakowanym do ostatniego miejsca, samolocie. W drogę!
No... uwielbiany latać!!!
No... uwielbiany latać!!!
Dolecieliśmy, znaleźliśmy nocleg, zostawiliśmy plecaki i zwiedzamy Porto. To miasto nie śpi!
Więc my też raczej późno się kładziemy. Dobranoc!
Więc my też raczej późno się kładziemy. Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz