Ekipa z albergue dała nam pospać do 7.00. Wstaliśmy grzecznie i poszliśmy do pobliskiej kawiarni na śniadanie. Już wcześniej zauważyliśmy, ale teraz donosimy uprzejmie, że to prawda, że Hiszpanie dużo czytają. Rano w kawiarni ludzie z książką albo gazetą przy kawie to bardzo powszechny widok. Nie wiemy tylko co czytają, bo po hiszpańsku...
Droga była dziś spokojna, ale spotkaliśmy się w Redondeli ze szlakiem Central (my szliśmy na zmianę Costal i Litoral) i od razu odbiło się to na ilości ludzi. W samej albergue ekipa raczej we własnym składzie ale potem spotkania z ludźmi nabrały tempa. Spotkaliśmy starsze znacznie od nas małżeństwo Duńczyków. Bardzo fajni ludzie - podobno w Danii jest mnóstwo super turystycznych tras z fajną infrastrukturą. Mamy koniecznie przyjechać zobaczyć, bo Dania jest bardzo piękna. Nasi nowi znajomi byli już kilka razy w Polsce, więc teraz kolej na nas. Dla nich to były szczególne podróże, bo babcia pani Dunki była... Polką :)
Prawda jest taka, że byli szybsi od nas i po kilku chwilach nas wyprzedzili. Spotkaliśmy też uroczą Słowaczkę, która była na Camino kolejny raz i której babcia... tak!!! Była Polką!
Byli jeszcze Niemcy, grupa Włochów, którzy robili wokół siebie bardzo dużo zamieszania, ale byli super sympatyczni i pomocni, oraz Rebecca że Stanów, która swoje pierwsze od dwóch lat wakacje przeznaczyła właśnie na Camino.
Jeli chodzi o naszą znajomą Olę z Gdańska, to została dzień dłużej w Caminha i teraz jest trochę za nami, ale jesteśmy z Nią w kontakcie. Wędruje dzielnie i myślimy sobie, że jej babcia być może też była Polką. Chociaż czasem można się zdziwić.
Pontevedra okazała się urocza ale średnio przyjazna dla ubogich caminowiczów i śpimy dalej. Zdecydowaliśmy się na Espiritual - wariant Camino przez Vilagarcia de Arousa. Zobaczymy co z tego wyniknie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz