No i minął kolejny dzień. Rano spokojne śniadanko w kawiarni, zakupy i w drogę. Zdecydowaliśmy się po wczorajszej rozmowie z Panem w albergue na dalszą pieszą drogę. Była możliwość przejazdu łódką, ale coś, co było wcześniej opisywane jako wycieczka okazało się masowym niemal transportem. A na czasie nam akurat nie zależy. Więc idziemy. Najpierw było średniawo, bo ta część camino jest na razie raczej w przygotowaniu. Kilka razy musieliśmy przechodzić przez ulicę w dość głupich miejscach, kilka dróg było bardzo zachwaszczonych, szlak jest raczej średnio oznaczony. Ale to wszystkie minusy. Po drodze, z daleka widzieliśmy mnóstwo ludzi. Zastanawialiśmy się co robi taki tłum na plaży. Szybko się wyjaśniło - minęliśmy zbieraczy małży :); niektórzy mieli ich naprawdę mnóstwo. Szlak prowadził też przy brzegu na którym te małże się hoduje. Trzeba przyznać, że ciekawa sprawa z tym co gdzie ludzie jedzą. Poszliśmy dalej.
Vilagarcia de Arousa, którą mijaliśmy, i która na początku kojarzyła się nam z Chorzowem Batorym w nienajleszm wydaniu, dalej okazała się przepiękną miejscowością z czyściutką, piaszczystą plażą pełną muszelek.
Po godzinnej przerwie na kąpanie, której nie zdołalismy sobie odmówić, ruszyliśmy dalej. Szlak znów początkowo niezbyt przyjazny, dalej okazał się super fajną ścieżką drewnianymi kładkami wzdłuż mokradeł na rzece. Kolacja przy pięknym zachodzie słońca zakończyła dzień.
PS. Zaczynamy się przyzwyczajać do plecaków :)
Vilagarcia de Arousa, którą mijaliśmy, i która na początku kojarzyła się nam z Chorzowem Batorym w nienajleszm wydaniu, dalej okazała się przepiękną miejscowością z czyściutką, piaszczystą plażą pełną muszelek.
Po godzinnej przerwie na kąpanie, której nie zdołalismy sobie odmówić, ruszyliśmy dalej. Szlak znów początkowo niezbyt przyjazny, dalej okazał się super fajną ścieżką drewnianymi kładkami wzdłuż mokradeł na rzece. Kolacja przy pięknym zachodzie słońca zakończyła dzień.
PS. Zaczynamy się przyzwyczajać do plecaków :)
Komentarze
Prześlij komentarz