Jedziemy sobie a deszcz monotonnie obija się o dach i szyby auta. Chwilę ulgi przynosi już nawet przejazd przez tunel. Ale co tam i tak dobrze się bawimy. Tym bardziej, że jednak kilka krótkich chwil bez deszczu było. Zwiedziliśmy kolejne miasta, podziwialiśmy widoki i wypiliśmy po dwie kawy. Jedne już we Włoszech ale... te w Austrii były trochę lepsze. Serio. No cóż. Może to z powodu deszczu Włosi się pogubili. Mamy nadzieję, że wielokrotnie to naprawią.
Jeszcze w Austrii wczoraj zatrzymaliśmy się w miejscowości Melk - ogromne średniowieczne opactwo benedyktyńskie a u jego stóp niewielkie miasteczko. To wszystko nad pięknym modrym Dunajem, który akurat był raczej bury, ale co tam. Cała droga wzdłuż Dunaju była zresztą absolutnie piękna. Potem Gesause National Park. Wprawdzie mokro i mgliście ale być może jeszcze dodawało to górom majestatu. Spanko i rano śniadanie w deszczu. Dalej przez Alpy serpentynami zapierającymi chwilami dech w piersiach do Murau. W Murau podobno jest świetny browar, ale wypiliśmy tylko kawę, przeszliśmy się wzdłuż rzeki Mur, weszliśmy drewnianymi schodami na zamek, zeszliśmy na dół i napawaliśmy się pięknem. Po drodze do auta zakupiliśmy kilka dużych worków na parasole, otrzepaliśmy je na ile się dało z wody i wpakowaliśmy do auta. Jedziemy dalej. W Villach zatrzymaliśmy się jedynie aby stwierdzić, że w zasadzie nie ma po co, i dalej przez góry. Każdy kto jechał tą drogą do Włoch musi przyznać, że robią niezapomniane wrażenie. Znów spowite chmurami, wyłaniały się raz po raz zza zakrętów. Zatrzymaliśmy się w Maggio Udinese bo wydawało się tam ładnie i... było znacznie lepiej niż się zapowiadało. Piękne miejsce z ciekawą historią, o co zresztą we Włoszech nietrudno.
Dalej leje, więc nadal się nie spieszymy - zwiedzamy miasteczko Palmanova. Samo miasteczko takie sobie, ale mury! To dopiero są mury. Najlepiej pewnie wyglądałyby z lotu ptaka, ale póki co gwiazdę, która tworzą można zobaczyć na planach miasta albo... w internecie.
Pozwiedzaliśmy korzystając z przerwy w deszczu i jedziemy dalej. Możecie nam życzyć szerokiej drogi.
Jeszcze w Austrii wczoraj zatrzymaliśmy się w miejscowości Melk - ogromne średniowieczne opactwo benedyktyńskie a u jego stóp niewielkie miasteczko. To wszystko nad pięknym modrym Dunajem, który akurat był raczej bury, ale co tam. Cała droga wzdłuż Dunaju była zresztą absolutnie piękna. Potem Gesause National Park. Wprawdzie mokro i mgliście ale być może jeszcze dodawało to górom majestatu. Spanko i rano śniadanie w deszczu. Dalej przez Alpy serpentynami zapierającymi chwilami dech w piersiach do Murau. W Murau podobno jest świetny browar, ale wypiliśmy tylko kawę, przeszliśmy się wzdłuż rzeki Mur, weszliśmy drewnianymi schodami na zamek, zeszliśmy na dół i napawaliśmy się pięknem. Po drodze do auta zakupiliśmy kilka dużych worków na parasole, otrzepaliśmy je na ile się dało z wody i wpakowaliśmy do auta. Jedziemy dalej. W Villach zatrzymaliśmy się jedynie aby stwierdzić, że w zasadzie nie ma po co, i dalej przez góry. Każdy kto jechał tą drogą do Włoch musi przyznać, że robią niezapomniane wrażenie. Znów spowite chmurami, wyłaniały się raz po raz zza zakrętów. Zatrzymaliśmy się w Maggio Udinese bo wydawało się tam ładnie i... było znacznie lepiej niż się zapowiadało. Piękne miejsce z ciekawą historią, o co zresztą we Włoszech nietrudno.
Dalej leje, więc nadal się nie spieszymy - zwiedzamy miasteczko Palmanova. Samo miasteczko takie sobie, ale mury! To dopiero są mury. Najlepiej pewnie wyglądałyby z lotu ptaka, ale póki co gwiazdę, która tworzą można zobaczyć na planach miasta albo... w internecie.
Pozwiedzaliśmy korzystając z przerwy w deszczu i jedziemy dalej. Możecie nam życzyć szerokiej drogi.
Komentarze
Prześlij komentarz