To właśnie ostatnio się nam przydarzyło. Piszę ten post w samochodzie, w drodze na wakacje, bo ostatecznie udało się nam wyrwać z naszego kołowrotka.
Kilka dni temu rozmawiałam z Przyjaciółką właśnie o tym wyrywaniu się. Bo trochę rzeczywiście jest tak, że musimy niemal dosłownie się wyrwać z oplątujących nas jak bluszcz stary dom codziennych spraw, przyzwyczajeń i obowiązków. One potrafią dość mocno trzymać. I chyba czym jesteśmy starsi, tym mocniej trzymają i więcej wysiłku wymaga to wyrywanie się. No cóż, nikt nie obiecywał wiecznej młodości.
Kilka tygodni temu kąpaliśmy się w morzu. Czego to się nie robi dla Przyjaciół, zwłaszcza takich, którzy akurat mają urodziny? Ponieważ trwał jeszcze sezon na morsowanie, nieoficjalnie zostaliśmy morsami.
Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że to doświadczenie jest trochę podobne do wyrywania się z codzienności, o którym pisałam powyżej. W zasadzie wszystko wokół nakłania człowieka do pozostania w znanym ciepełku. Polarek, kurteczka, kapturek... jaka woda?!!
Mokro, zimno, wiatr! Nigdy w życiu!
Ale kiedy się uda, okazuje się, że warto. Jeszcze jak warto!
O rany, ale wam to się chce - czasem słyszymy. To nie tak. Naprawdę często okropnie się nam nie chce. Przejechaliśmy już jakieś 60 km, a w głowach mamy nadal zdecydowanie więcej pozostawionych spraw niż radości z wakacji, ale już się wyrwaliśmy. Jedziemy!
I zaczynamy być coraz bardziej ciekawi jak będzie tym razem.
Ale kiedy się uda, okazuje się, że warto. Jeszcze jak warto!
O rany, ale wam to się chce - czasem słyszymy. To nie tak. Naprawdę często okropnie się nam nie chce. Przejechaliśmy już jakieś 60 km, a w głowach mamy nadal zdecydowanie więcej pozostawionych spraw niż radości z wakacji, ale już się wyrwaliśmy. Jedziemy!
I zaczynamy być coraz bardziej ciekawi jak będzie tym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz