czwartek, 20 marca 2014

Tak się jakoś potoczyło...


Od jakiegoś czasu wracam do prowadzenia samochodu. Prawo jazdy zrobiłam prawie dwadzieścia lat temu, ale zanim się obejrzałam, tak się jakoś potoczyło, że od dziewięciu lat nie siedziałam za kierownicą. Zmieniliśmy samochód, miałam problemy z kręgosłupem... tak jakoś wyszło.
No niezupełnie. To ja przestałam prowadzić. Trochę się bałam, nie polubiłam prowadzenia, tak było mi wygodniej. I przez dziewięć lat decydowałam, że nie siadam za kierownicę. Jestem tylko pasażerem. Wsiadam do auta, zapinam pasy i... jadę tam, gdzie wiezie mnie kierowca. Coś za coś.
No, nie, to nie tak, że zdecydowałam: "nie jeżdżę i już!"
Po prostu nie prowadziłam, a czas płynął i... minęło dziewięć lat.
Podobno nie podjęcie decyzji to tez decyzja. I tak właśnie było. Teraz zaczynam na nowo. Wiele się zmieniło, jest większy ruch na drogach, ja sama nabrałam wprawy w nie-jeżdżeniu.
Okazało się też, że nie wszystko zapomniałam, gdzieś tam, głęboko pozostały umiejętności, z których tak długo nie korzystałam.
I tylko tak sobie myślę w jak wielu dziedzinach życia robię podobnie. Odpuszczam, bo mi nie zależy. I potem twierdzę, że to wcale nie moja wina, po prostu tak wyszło, tak się jakoś potoczyło...
Prowadzenie samochodu, jakkolwiek dość ważne w dzisiejszych czasach, niezbędne jednak nie jest. Co innego kontakt z bliskimi, wychowanie dzieci, własny rozwój czy dbanie o zdrowie. Kolejny wieczór bez rozmowy z mężem, kolejne niezałatwione sprawy... Oj, no zabiorę się za to, gdy tylko będzie lepsza pogoda... Nie, dziś naprawdę nie mam siły...

W tym autku nie mogę być pasażerem. Siadam za kierownicą.
Asia





2 komentarze: