Od jakiegoś czasu wracam do
prowadzenia samochodu. Prawo jazdy zrobiłam prawie dwadzieścia lat temu, ale
zanim się obejrzałam, tak się jakoś
potoczyło, że od dziewięciu lat nie siedziałam za kierownicą. Zmieniliśmy
samochód, miałam problemy z kręgosłupem... tak jakoś wyszło.
No niezupełnie. To ja przestałam
prowadzić. Trochę się bałam, nie polubiłam prowadzenia, tak było mi wygodniej.
I przez dziewięć lat decydowałam, że nie siadam za kierownicę. Jestem tylko
pasażerem. Wsiadam do auta, zapinam pasy i... jadę tam, gdzie wiezie mnie
kierowca. Coś za coś.
No, nie, to nie tak, że zdecydowałam: "nie jeżdżę i już!"
Po prostu nie prowadziłam, a czas płynął i... minęło
dziewięć lat.
Podobno nie podjęcie decyzji to
tez decyzja. I tak właśnie było. Teraz zaczynam na nowo. Wiele się zmieniło,
jest większy ruch na drogach, ja sama nabrałam wprawy w nie-jeżdżeniu.
Okazało się też, że nie wszystko
zapomniałam, gdzieś tam, głęboko pozostały umiejętności, z których tak
długo nie korzystałam.
I tylko tak sobie myślę w jak
wielu dziedzinach życia robię podobnie. Odpuszczam, bo mi nie zależy. I potem
twierdzę, że to wcale nie moja wina, po prostu tak wyszło, tak się jakoś potoczyło...
Prowadzenie samochodu,
jakkolwiek dość ważne w dzisiejszych czasach, niezbędne jednak nie jest. Co
innego kontakt z bliskimi, wychowanie dzieci, własny rozwój czy dbanie o
zdrowie. Kolejny wieczór bez rozmowy z mężem, kolejne niezałatwione sprawy...
Oj, no zabiorę się za to, gdy tylko będzie lepsza pogoda... Nie, dziś naprawdę
nie mam siły...
W tym autku nie mogę być
pasażerem. Siadam za kierownicą.
Asia
Asia
Mosz recht dzioucha...
OdpowiedzUsuńHmm. Chwila refleksji, a potrafi zmotywowac do działania. Dzięki:)
OdpowiedzUsuń