czwartek, 19 czerwca 2014

Przygody z GPS-em


Parę dni temu w jednym z telewizyjnych programów informacyjnych pokazano historię pewnej kobiety, która wybrała się z okolic Łodzi nad morze. Z córeczką lub synkiem – nie podano płci dziecka, ale wiemy, że miało kilka lat. Pani wpisała koordynaty w GPS i... pojechała. Po jakimś czasie zaniepokojona okolicą i jakością drogi, jaką jedzie oraz kończącym się zapasem paliwa, wezwała pomoc. Pan policjant bohatersko odnalazł panią podróżniczkę i jej dziecko już po czterech godzinach zwiedzania pobliskich lasów, które okazały się byłym radzieckim poligonem. 

Kilka lat temu do Olsztyna przyjechały 3 autobusy z Hiszpanii po pracowników sezonowych. W tym samym czasie, w Olsztynie, zorganizowana przez miejscowy Urząd Pracy grupa pracowników sezonowych, która miała jechać do Francji czekała na autobusy, które miał zapewnić pracodawca. Czekali już dwie godziny – wiadomo, polskie drogi, ale zaczęli tracić cierpliwość. Kierowcy autobusów zadzwonili do Urzędu Pracy, ale... była sobota... No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Po jakimś, bliżej nieokreślonym czasie, okazało się, że w Polsce są dwa Olsztyny. Autobusy czekały w jednym, a pracownicy w drugim, oddalonym o niecałe 500 km.

Jak często w naszym życiu, choć podróż zaczynała się bardzo obiecująco, lądujemy w tak zwanych malinach i to nie tyle z uwagi na owoce, co raczej na kolce? Zamiast wnosić bagaże do hotelowego pokoju nad morzem, stoimy w jakimś ciemnym lesie, zastanawiamy się którędy droga, a stare ostrzeżenia o niewypałach nie pomagają. 

Jak to się dzieje? Zaczynamy coś z wielkim entuzjazmem i wydaje się nam, że żadne przeszkody nas nie zatrzymają. Dojedziemy nad morze czy pod wskazany adres, będziemy szczęśliwi, nam się uda! I wyruszamy. Po drodze mijamy kolejne rozdroża, wybieramy kolejne ulice i zjazdy z autostrady. Mamy w końcu GPS, wiemy dokąd zmierzamy! Ufamy ślepo urządzeniu i nie zwracamy uwagi na zewnętrzne znaki, które informują nas, że coś jednak jest nie tak. Nie przeraża nas nawet kończący się asfalt, który powinien być jasnym sygnałem – TA DROGA PROWADZI DONIKĄD. Nasze życie, relacje z innymi często tez nie zmierzają w kierunku, jakiego byśmy chcieli. Widzimy kolejne niepowodzenia i zdajemy sobie sprawę, że ta droga już od jakiegoś czasu chyba nie jest najlepsza. Coś jest nie tak. Jednak z jakimś dziwnym uporem, podobnie jak wspomniana wyżej kobieta, z zupełnie nieuzasadnioną i niewytłumaczalną nadzieją, że „na pewno jadę dobrze” brniemy w poligon. Asfalt dawno się skończył, droga coraz węższa, w zasadzie wygląda już jak ścieżka dla zwierząt, ale jedziemy dalej. GPS tak pokazuje! A przecież dopóki nie jest za późno wystarczy tylko zawrócić do punktu, w którym rozminęliśmy się z właściwą drogą. Jasne, nikt nie lubi wracać, dokładać drogi, jednak często to jedyna możliwość. Zatrzymać się, pomyśleć, ponownie wpisać dane, sprawdzić i zawrócić. Zacząć od nowa, przynajmniej od jakiegoś punktu. Warto, przecież to nasze życie. 

„Zaczynać jest łatwo – wytrwać jest sztuką”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz