Wszędzie wokół coraz bardziej
zielono. Zajaśniało, zapachniało...
Jeszcze kilka dni temu szare, suche
gałęzie, teraz miękną, zielenieją i puszczają pąki, kwitną. Każdy badyl, który
tylko poczuje odrobinę więcej światła i ciepła budzi się ze snu. Kolejny raz okazuje
się, że zieleń ma milion odcieni i dostrzegają to nawet mężczyźni :). Szarzy
ludzie ubierają się bardziej kolorowo i wystawiają twarze do słońca. Powietrze
pachnie, ptaszki śpiewają (polecam pobudkę w środku nocy, mniej więcej w czasie
wschodu słońca – niezapomniane przeżycia można mieć nawet w centrum Chorzowa).
Wiosna.
Oklepana do bólu metafora
odnawiającego się życia, budzenia się na nowo po długim śnie, jak co roku, znów
ciśnie się na usta. Bo chyba trudno inaczej. Patrząc na budzący się, znów
rozkwitający świat, trudno nie myśleć o ludzkim życiu.
Bo czasem nasze życie naprawdę
wygląda jak świat zimą. A i to taką raczej bez śniegu. I w mieście. Zimno,
szaro, smutno, wiatr hula i mróz przejmuje nasze serce i głowę. Bywa. I tak
samo bywa w związkach, w których żyjemy. Czasem po prostu jest zima. Jeśli się
da, można pojeździć na nartach, porzucać się śnieżkami, czy zrobić bałwana (na
przykład z siebie), ale bywa i taki rodzaj zimy, który trzeba po prostu
przetrwać. Tylko i aż przetrwać. Doczekać wiosny. I obudzić się do życia gdy tylko
pojawią się pierwsze, pojedyncze promienie słońca, kiedy tylko poczujemy, że
coś się zmieniło, że ziąb nie jest już aż tak przenikliwy. Wtedy jest czas, żeby
zrobić wiosenne porządki, przewietrzyć i zacząć od nowa.
Czasem wtedy wydaje się, że nic już
nie ma sensu. Ale warto pamiętać, że najbrzydszą porą roku jest przedwiośnie.
Nie ma już mrozu ani białego puchu. Nie ma też wprawdzie tego brązowego czegoś,
co zamiast śniegu zdarza się w naszych miastach, ale nic jeszcze nie wskazuje
na nadchodzącą nową porę roku. Zeschnięta trawa, kikuty zeszłorocznych kwiatów,
martwe gałęzie w ogóle nie wyglądają zachęcająco. Było, minęło.
A jednak gdzieś tam tli się ta
iskierka, która może dać nową siłę. Rozniecić coś, co dawno już przygasło. Naprawdę
warto wziąć się do pracy i na nowo zawalczyć o nasze szczęście. Może jeszcze
nie jest za późno.
Pewnie, że czasem sama wiosna nie
wystarczy. Tak samo jak z ogrodem – są takie lata, w których pracy jest trochę
więcej. Zwłaszcza, jeśli coś zaniedbało się w poprzednich. Trzeba poświęcić
dodatkowy czas i siły, może coś zmienić zupełnie, czy naprawić, jeśli coś się
niechcący, czy nawet z premedytacją, zepsuło. I wspaniale będzie efekty tej
pracy oglądać za kilka tygodni, miesięcy, może nawet lat.
Można też wtedy właśnie dostrzec,
że innym jakoś łatwiej to przychodzi, że „trawa w ogródku sąsiada jest bardziej
zielona”. Co to znaczy? Ano najwyraźniej najwyższy czas wziąć się za podlewanie
własnego ogródka!
Nie ma co marzyć o wspaniałym
ogrodzie latem i pełnym owoców jesienią, jeśli tej pracy się nie wykona.
Powodzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz