Są takie słowa, które dość trudno
usłyszeć, a i we własnych ustach brzmią czasem jak z jakiegoś innego czasu, innego
świata. Ten, w którym żyjemy, pędzi w jeszcze nie tak dawno niewyobrażalnym dla
nas tempie i zapominamy o niektórych słowach i tym, co ze sobą niosą. Nie
dlatego, że stajemy się źli, samolubni czy przestaje nam zależeć. Nie. Po
prostu kolejne dni mijają na wypełnianiu obowiązków, zdobywaniu kolejnych
szczytów wszelkiego rodzaju, tak, że nie zdążamy się zatrzymać. Nie ma miejsca
w naszym grafiku na rozmyślanie o sprawach, które nie wprowadzają
natychmiastowej zmiany, nie przynoszą wymiernego efektu. Nawet jeśli czytamy, a
niektórzy wciąż jeszcze to robią, nie znajdujemy czasu na zastanowienie się, na
jeszcze kilka dni z bohaterem książki. Z kina ludzi wychodzą jeszcze podczas „napisów”,
zanim skończy się muzyka. Podobnie na koncertach, czy w teatrze. Kończy się ostatni
utwór, ostatnia scena – szybkie brawa i wyścig do szatni.
Są takie słowa, których znaczenie
jakoś przestaje nas zastanawiać. Zapytani, zetknięci z nimi w jakiejś niewłaściwej
chwili, a przecież wszystkie są niewłaściwe, mruczymy „tak, wiem” i natychmiast
przechodzimy do spraw ważnych. No właśnie nie do końca ważnych, a już na pewno
nie ważniejszych. Ale pilnych. Koniecznych.
Wszędzie wokół można dość łatwo
usłyszeć o konieczności zatrzymania się; przeczytać opatrzone wzruszającym
obrazkiem hasło „zatrzymaj się i zacznij żyć”, lub jakieś podobne. Tylko, że
jeśli mamy się zatrzymać – musimy wiedzieć po co; jeśli mamy zacząć żyć –
musimy wiedzieć jak, może dla kogo?
Takie zatrzymanie się bywa trudne i
często wcale nie chce nam się tego trudu podejmować.
Może to kwestia tego, że w naszym
życiu jest teraz dość szczególny, trudny czas, dużo myślę o tym, o czym nie
myśli się zbyt często. Właśnie o takich zapomnianych słowach.
Na przykład powinność.
Co to jest?
Wikipedia (tak wiem, że to żadne
źródło informacji, ale wiem też, że wszyscy z niego korzystają :) mówi: „nakaz,
obowiązek, konieczność natury moralnej”. I co? Jak to z taką powinnością jest? Sama
myślę, że właśnie obowiązek to jednak nie jest. Obowiązek to coś, co trzeba.
Jak nie, to będzie kara. A powinność? Jak nie, to najwyżej wstyd. Kary żadnej
nie ma. Swoją drogą podobno były takie czasy, że sam wstyd był największą z
kar...
Coś takiego się z nami porobiło, że
przestaliśmy rozumieć ważne słowa. I nie chodzi mi nawet o jakąś nadętą powinność
obywatelską, czy patriotyczną, chociaż w najbliższych dwóch tygodniach pewnie o
niej usłyszymy, tylko o taką zwykłą. Domową, rodzinną, ludzką.
Kto nauczy nasze dzieci, że pewne
rzeczy powinny zrobić. Nie dlatego, że jak nie, to będzie kara, zła ocena, czy
mniejsze kieszonkowe, ale dlatego że tak trzeba. Że należy.
Pytanie czy sami jeszcze o tym
pamiętamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz