Dzisiaj będzie refleksyjnie. Bo te refleksje same się nasuwają mi ostatnio. A to z powodu spotkań, które mnie spotkały :). Konkretnie dwóch.
Spotkanie pierwsze:
Pan fachowiec. Starszy, bardzo kulturalny, miły. Przyszedł do mojej mamy, bo był potrzebny. W zasadzie nie miał czasu, ale usłyszał, że woda z pękniętej rury zalewa sąsiadów, że w piątek długo oczekiwani goście, że jak to bez wody, że kłopot, że bardzo Pana proszę. Albo może Pan kogoś poleci. No to przyszedł. Kiedy skończył rozwalać kafelki żeby dostać się do pęknięcia, ustał hałas i zaczęłam z panem rozmawiać. Jego żona dwa lata temu miała udar. Teraz jest ciężko. Ale o wiele lepiej niż było.
Wie Pani, zaczęła już mówić. Znowu. Wcześniej to wnerwiało mnie to jej gadanie czy dzwonienie do mnie. Wie Pani, potrafiła cztery razy dzwonić i to wkurzało (promienny uśmiech), a potem... to mi zabrakło tego gadania. I dzwonienia też. Ile razy siedziałem w pracy, czy przy robocie jakiejś, i patrzyłem w telefon jak baran jakiś. I chodzi. Powoli, ale chodzi. Ma sparaliżowaną rękę i nogę po jednej stronie, ale chodzimy na rehabilitację i już może sama chodzić. Powolutku, ale to bardzo mnie cieszy. Tak sobie żyjemy. Dlatego nie chciałem brać tej roboty, bo tak tu robię, a i tak myślę o tej mojej żonie - jak sobie radzi teraz. A robota? No pieniądze zawsze są potrzebne, ale wie Pani, jak człowiek młody to głupi jest jednak. Myśli żeby zarobić, mieć jak najwięcej. A potem co komu z tego przychodzi? No niby coś trzeba mieć, rzeczywiście, choćby na tę rehabilitację teraz, bo to jednak ciągle są wydatki, ale jak patrzę na młodych teraz, to oni się pogubili chyba. No bo co im po tych pieniądzach i po tej robocie?
Spotkanie drugie:
Pani znajoma. Starsza Pani, której pół roku temu zmarł mąż. Przyszła prosić o wkręcenie żarówki do lampy. Może Pani Mąż będzie wiedział jak to zrobić. Bo to taka nowoczesna lampka. Mój Mąż to wszystko zawsze robił. Takie tam różne rzeczy. A teraz sama zostałam... Teraz widzę ile On mi pomagał. Pani młoda, to Pani tego pewnie nie wie, ale niech Pani szanuje Męża. Oni są trudni, chłop, to chłop, ale potem, jak go zabraknie, to dopiero człowiek wie ile stracił. A to trzeba się cieszyć tym, co jest. I doceniać. Bo potem jest już za późno.
Dzisiaj jest też rocznica śmierci Robina Williams'a. Jakoś nie mogę powstrzymać się przed refleksją. Pisałam o tym (Robin Williams nie żyje) i znów o tym myślę. I znów w głowie brzmią słowa księdza Twardowskiego:
(...)
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno (...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz