Jak czytelnikom bloga wiadomo, mieszkamy w centrum miasta. To oznacza kilka rzeczy, między innymi to, że aby mieć jakikolwiek kontakt z czymś zbliżonym do natury oraz dbać o zdrowie chodzimy na spacery. Miejsce zamieszkania wymusza również trasy spacerowe. Z dużym uproszczeniem można powiedzieć, ze mamy jedną, którą modyfikujemy w zależności od pogody i czasu, jakim akurat dysponujemy. Po tym nieco przydługim wstępie przechodzimy do sedna. Wzdłuż naszej podstawowej trasy spacerowej rosną drzewa. To już w zasadzie park i drzewa tworzą coś w rodzaju zagajnika. Mniej więcej od początku stycznia, kiedy tylko idziemy wspomnianą drogą jedno z drzew skrzypi niemiłosiernie. Trzaski są coraz większe i widzimy, że stare drzewo chwieje się coraz bardziej. Ile jeszcze wytrzyma?
Na Malcie w nocy z minionego wtorku na środę pękły i runęły do wody skały tworzące do tej pory Azure Window, czyli Lazurowe Okno - dla niewtajemniczonych - podziwialiśmy te skały na wielu zdjęciach reklamujących uroki wyspy. Formacja skalna powstała wieki, a w zasadzie nawet tysiące lat temu. Wapienna skała była wypłukiwana przez wodę kolejne dni, miesiące, lata, wieki i w końcu tysiąclecia. Pięć lat temu oderwał się od niej spory kawał, odpadł, powiększył prześwit i zdecydowano o zakazie wchodzenia na skały. Stała dalej. Kolejne sztormy, wiatry i deszcze "dawały jej w kość", aż w końcu, 8 marca 2017 Lazurowe Okno nie wytrzymało naporu morskiej wody, wiatru i deszczu i... runęło do wody. Nie wytrzymało. Jeśli zrobimy sobie przy nim zdjęcie to już tylko w photoshopie...
Staramy się być samodzielni, samowystarczalni i niezależni. Wszyscy nas do tego zachęcają; uważa się, że samodzielność, niezależność jest oznaką dojrzałości. No i niby prawda. Nikt nie chce, a w każdym razie taka jest teoria, być zależny i wspomagany przez innych. Już dwulatek z jakiegoś tajemniczego powodu upiera się, że "ja sam!". No i dobrze. Powinniśmy być niezależnymi i samodzielnymi osobami. Ale to nie powinien być koniec naszego rozwoju. Jest kolejny, niełatwy krok. Podejmujemy go, kiedy, jako samodzielne i niezależne, dojrzałe osoby, decydujemy się prosić o pomoc. I okazuje się, że dla bardzo wielu z nas wcale nie jest to łatwe.
Jest nam głupio, nie chcemy nikogo angażować w nasze sprawy; inni mają przecież tyle na głowie... Panuje przekonanie, że "poradzę sobie sama... przecież muszę...", za nic w świecie nie chcemy też okazać słabości, niewiedzy, zmęczenia czy niemocy. W zasadzie nawet nie możemy tego pokazać. Jesteśmy przecież tymi, którzy dają rady. No i boimy się "kroku w tył" - tego, że coś będziemy zawdzięczać komuś, a nie tylko sobie, tego, że być może przyjdzie nam to przyznać. Obawiamy się długów wdzięczności, zobowiązań i tego wszystkiego, co proszenie o pomoc, a tym bardziej jej otrzymywanie z sobą niesie.
W tym samym czasie dziwimy się, że ludzie stali się bezduszni, że nie ma współczucia i troski w otaczającym nas świecie, gościnności, poczucia wspólnoty między ludźmi. Świat bardzo się zmienił...
Kiedy tak siedzimy już całkiem niezależni i dumni z siebie świętujemy osiągnięcie samodzielności, okazuje się, że świętujemy sami. Sami wszystko potrafimy i ze wszystkim sobie doskonale radzimy. Sami zaspokajamy swoje wszystkie potrzeby i zachcianki, sami określamy nasze wartości i priorytety, sami decydujemy o sobie. Nikt i nic nie decyduje za nas. Jest powód do dumy i samo-zadowolenia.
Tylko czy na pewno właśnie tego pragnęliśmy najbardziej?
Czy spodziewaliśmy się, że ceną jaką przyjdzie nam za to zapłacić, będzie samotność?
No bo komu jest potrzebny taki stuprocentowo niezależny i samodzielny człowiek? Czy można z nim zbudować przyjaźń?
Tak sobie myślę, że częścią bycia człowiekiem jest to, że potrzebujemy drugiego człowieka. Tylko razem z Drugim może być nam naprawdę dobrze :). To ryzykowne, tak, bywa bolesne, owszem. Ale dopiero kiedy w dojrzały sposób uświadamiamy sobie, że jednak bardzo, bardzo niewiele zawdzięczamy wyłącznie sobie samemu i kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę jak bardzo zależymy od tych, których kochamy, dopiero wtedy zaczynamy budować prawdziwe, głębokie więzi. Niezależność jest bardzo przereklamowana, a samotne skały wcześniej czy później upadają pod naporem codzienności.
Kiedy tak siedzimy już całkiem niezależni i dumni z siebie świętujemy osiągnięcie samodzielności, okazuje się, że świętujemy sami. Sami wszystko potrafimy i ze wszystkim sobie doskonale radzimy. Sami zaspokajamy swoje wszystkie potrzeby i zachcianki, sami określamy nasze wartości i priorytety, sami decydujemy o sobie. Nikt i nic nie decyduje za nas. Jest powód do dumy i samo-zadowolenia.
Tylko czy na pewno właśnie tego pragnęliśmy najbardziej?
Czy spodziewaliśmy się, że ceną jaką przyjdzie nam za to zapłacić, będzie samotność?
No bo komu jest potrzebny taki stuprocentowo niezależny i samodzielny człowiek? Czy można z nim zbudować przyjaźń?
Tak sobie myślę, że częścią bycia człowiekiem jest to, że potrzebujemy drugiego człowieka. Tylko razem z Drugim może być nam naprawdę dobrze :). To ryzykowne, tak, bywa bolesne, owszem. Ale dopiero kiedy w dojrzały sposób uświadamiamy sobie, że jednak bardzo, bardzo niewiele zawdzięczamy wyłącznie sobie samemu i kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę jak bardzo zależymy od tych, których kochamy, dopiero wtedy zaczynamy budować prawdziwe, głębokie więzi. Niezależność jest bardzo przereklamowana, a samotne skały wcześniej czy później upadają pod naporem codzienności.
W pewnym sensie znana skała zyskała niezależność od lądu... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz