czwartek, 20 kwietnia 2017

Wierzę w wiosnę!


  Ostatnie dni zaskoczyły mnie pogodą. Zaskoczyły w sensie negatywnym. Kwiecień-plecień, ale bez przesady. A miało być już tylko lepiej. Słoneczko, rozsądna temperatura, spacery i w ogóle, wiosną wszystko jest przecież lepsze. Przeczekałam zimę, starałam się nie narzekać. I teraz miało być wreszcie cudownie. Czekałam na to od kilku miesięcy. Już, już. I rzeczywiście - temperatura trochę się podniosła, zaczęło się robić zielono. Kilka dni było naprawdę cudownych i... kiedy już opuściłam gardę, przestałam się stroszyć, schowałam głęboko (żeby ich nie widzieć przez pół roku) zimowe kurtki, płaszcze, czapki, buty i szaliki zima zaatakowała. Bezlitośnie. Wiatrem, zimnem i deszczem, a zaraz potem mrozem i śniegiem. Brrrr!
To zabolało! Naprawdę zabolało. I boli nadal, ale...
I tutaj następuje osobista deklaracja:
- wierzę w wiosnę! 
- wierzę, że w końcu pokona mróz, że kwiaty nie skisną od niego, tylko wykorzystają soki, które zaczęły już krążyć i wybiją na nowo jak tylko będzie okazja, zakwitną a potem, gdy przyjdzie ich czas, wydadzą owoce,
- wierzę, że wiosna może przyjść nawet po bardzo długiej i ponurej zimie,
- wierzę, że może ożywić nawet naprawdę źle wyglądające badyle,
- wierzę, że da rady zazielenić nawet najbardziej zamarzniętą ziemię,
- wierzę, że może przyjść i rozgrzać wszystko to, co zmarznięte 
- wierzę, że może rozświetlić ponurość i wlać kolory w zimową biel i czerń.
Wierzę, że to wszystko stanie się już niedługo. 
Wierzę, że znów to zobaczę.
Jestem pewna, tego, czego się spodziewam.
Widziałam to już wiele razy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz