środa, 12 czerwca 2019

Powrót z wakacji

No i wróciliśmy. Jeszcze nie wszystko rozpakowane, dwa razy "poszła pralka", pierwsze zakupy do pustej lodówki zrobione, kwiatki podlewane przez dzieci pod naszą nieobecność przeżyły z niewielkimi jedynie stratami. Dość zabawne, że dopiero po powrocie z Włoch oświadczamy upałów; w ogóle dość dziwne, że wróciliśmy, a tu całe lato dopiero przed nami. Do tej pory zwykle, jeśli gdzieś jechaliśmy, to na koniec sierpnia i początek września. Podobno zmiany pomagają się nie starzeć. To się nie starzejemy i już.
Po trzech "odcinkach" Naszych Włoskich Wakacji na blogu, przestaliśmy pisać relację. Strasznie dużo się działo każdego dnia i po prostu byliśmy zbyt zmęczeni wypoczywaniem w naszym dość szalonym stylu :)
Jak wiadomo nie jest to blog turystyczny, podróżniczy, czy nawet osobisty a blog o relacjach, więc tym bardziej sobie odpuściliśmy i zajęliśmy się właśnie budowaniem relacji. Pomogła nam w tym nieco pewna profetyczna kafelka na podłodze w kościele w Genui :)
Opanowaliśmy już wiele rzeczy niemal do perfekcji, ale male słówko "niemal" czasem dawało się we znaki i chociaż codzienne znalezienie miejsca na nocleg i przepakowywanie auta odbywało się w zasadzie zupełnie bezkonfliktowo, to jednak kilka drobnych nieporozumień i jedno nieco większe zaliczyliśmy. 
Przy okazji kolejny raz okazało się, że przynajmniej z nami często jest tak, że największy problem jest wtedy, kiedy chcemy "za dobrze". A było tak.
Wieczór, daleko od domu, ale już kierunek Polska. Na Nizinie Padańskiej, którą musieliśmy przejechać raczej trudno o nocleg, robiło się coraz później i później, byliśmy już oboje zmęczeni a przed nami perspektywa długiej jazdy do domu. Znalazłam na apce z parkingami fajne miejsce i postanowiliśmy tam pojechać. Było jakieś 25 km od naszej trasy, ale kierunek nie był najgorszy. Już dojeżdżając do Colli Euganei, przejrzałam jeszcze raz mapę i... miałam już swój pomysł. GPS prowadził nas jednak inaczej. Poprosiłam więc, żebyśmy zjechali tu, zaraz przy tym zakręcie, i tu, i tu... i w rezultacie zaczęliśmy trochę krążyć. No ale przecież szkoda jechać 25 km, gdy można tylko 10, nie? No to przejechaliśmy trochę ponad 30... Fakt, było przepięknie - chyba nie natknęliśmy się na tutejsze wulkaniczne wzgórza ani Arqua Petrarca (tak, ten Petrarka) w żadnym przewodniku, a szkoda. Z drugiej strony we Włoszech gdzie się nie rozejrzeć jest pięknie. No dobra..., czasem dopiero za rogiem. Może kiedyś tu jeszcze wrócimy, zwłaszcza, że Arqua Petrarca to podobno jedno z najpiękniejszych średniowiecznych miast Włoch. No i Petrarka...
Wracając do naszej przydługiej wycieczki - u nas działa to dość często w ten sam sposób. Jedno z nas (albo oboje) chce "za dobrze" i tak poprawiamy to, co jest zupełnie w porządku, że aż sami prosimy się o kłopoty. Na szczęście tym razem kłopoty okazały się zupełni niegroźne i w sumie urocze, ale...

Noc udało się przespać w bardzo fajnym miejscu, w Teolo według pierwotnego planu, kolejny dzień rozpoczęliśmy od włoskiej kawy i wróciliśmy do domu.
Jak ja uwielbiam wracać! 
Kilka osób, którym meldowaliśmy już o naszym powrocie pisało oj, współczuję, przykro mi bardzo, itd. I nie wiem jak zareagować bo ja serio lubię wracać z wakacji do domu. Pewnie ma to jakiś związek ze sposobem wypoczywania - po dwóch tygodniach w samochodzie powrót do spania w łóżku, do własnej łazienki, kuchni, możliwości posiedzenia w fotelu jest czasem doceniania tego, co mamy i nawet powrót do obowiązków tego nie zaćmiewa. No i mamy kolejny plus intensywnych wakacji :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz