czwartek, 22 maja 2014

Dwa dni przygody, czy trzy dni deszczu?

W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z grupą znajomych na wycieczkę. Była przygotowywana od dawna, a termin ustaliliśmy jeszcze w lutym. Piękne miejsce – kilkadziesiąt kilometrów za Wiedniem, początek Alp, fantastyczne góry. Dość wymagające, ale ciągle „do zrobienia” jeśli chodzi o nasze możliwości fizyczne. Prognoza pogody była raczej niezbyt pomyślna, ale postanowiliśmy jechać. I pojechaliśmy.
Poniedziałek rano zapowiadał się raczej paskudnie, ale rozpogodziło się kiedy tylko wyszliśmy na szlak. Szliśmy pięknym wąwozem, a padający wcześniej deszcz był przyczyną spływających wszędzie potoczków i kapiącej z każdego miejsca wody. Słońce, które ukazywało się raz po raz rozświetlało każdą kroplę. Fantastyczny widok, który na długo pozostanie w mojej pamięci. Wtorek, jeśli chodzi o pogodę, był trochę gorszy, choć zapowiadał się lepiej. Bywa. Trochę padało, trochę świeciło. Chwilami nie widzieliśmy zbyt wiele, chwilami szaroburo waciane kłębki chmur rozwiewały się ukazując fantastyczny krajobraz. Na koniec szlaku, już w drodze powrotnej kozica przecięła naszą ścieżkę. Wieczorem rozpogodziło się na tyle, że mogliśmy jeszcze zrobić grillowaną kolację, posiedzieć i pogadać trochę i... zerwał się wiatr.
Byliśmy już w namiotach, kiedy zaczęło padać. Nigdy jeszcze w namiocie nie przeżyłam takiego deszczu. Gwałtowne porywy wiatru niemal kładły namiot na ziemię, co oczywiście sprowadzało się do tego, że co chwilę budził nas mokry materiał przyklejony do naszych twarzy. Śpiwory były w zasadzie zupełnie mokre (ale nie przemoczone!), a temperatura oscylowała wokół +5 stopni... Rano, po przekonaniu się, że teraz tak pogoda ma już być co najmniej kilka dni a na otaczających nas szczytach leży dość gruba warstwa śniegu, postanowiliśmy wrócić 3 dni wcześniej. Tak też zrobiliśmy. Jakoś wśród gwałtownego wiatru i deszczu udało się nam zrobić (i zjeść) śniadanie i pojechaliśmy w drogę powrotną. Po drodze, podczas chwilowego rozpogodzenia, zwiedziliśmy jeszcze Brno – okazało się naprawdę ciekawym miastem, i wróciliśmy do domu.

W tym tygodniu pogoda jest piękna...
Możemy żałować, być źli – przecież gdybyśmy pojechali w tym tygodniu moglibyśmy spędzić w tamtym miejscu cały tydzień tak, jak planowaliśmy. Możemy pamiętać, ten wyjazd w zupełnie inny sposób.
Przyjechaliśmy na pole namiotowe, kiedy było już ciemno i po ciemku, i „na mokro” rozbiliśmy namiot. Rano wprawdzie trochę się rozpogodziło kiedy wyszliśmy w góry, ale wieczorem znowu było wietrznie i zimno. Kolejnego dnia wyszliśmy w góry ale zmokliśmy i wieczorem byliśmy bardzo zmęczeni. Po koszmarnej nocy, podczas której mało nie utopiliśmy się we własnym namiocie wróciliśmy do domu. Zatrzymaliśmy się jeszcze na kawie w Brnie, ale tam prawie tak jak u nas, połowa miasta jest w remoncie. Koniec.

Jak wiele jest w moim życiu wydarzeń, historii, które wyobrażałam sobie zupełnie inaczej? Jak wiele spraw wcale nie miało się tak potoczyć?

I co z tym robię? Cieszę się z tego co jednak jest, co daje mi doświadczenie, wspomnienia, staram się wyciągać wnioski, czy pielęgnuję rozczarowanie i złość?

Asia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz