poniedziałek, 3 września 2018

Camino 07 Caminha - Oia


W nocy padał deszcz, którego trochę się obawialiśmy widząc wczorajszy zachód słońca. Na szczęście do rana przestał, ale obudzilismy się w zimnej mgle. Widoki raczej słabe ale i tak poszliśmy oglądać koniec Portugalii. Piękne miejsce. Z jednej strony ocean i fort na wyspie, z drugiej rzeka. Ani żywego ducha - wszystkich przegonilo zimno. W końcu znaleźliśmy schowanych za drzewami, pobieranych w polary ratowników ze strzeżonej plaży. Wracając znaleźliśmy budkę Mario i Jose - rybaków, którzy wożą caminoeicxow na drugi brzeg rzeki do Hiszpanii. W poniedziałki prom jest nieczynny, poza tym jest dość daleko, więc interes kwitnie.
Pakowanie i przeprawiamy się przez rzekę.
Musieliśmy chwilę poczekać aż nasz Przyjaciel Jose coś jeszcze załatwi, poopowiada nam o bracie, z którym ten biznes wymyslił, pokaże jak iść dalej i co warto zobaczyć na szlaku w Hiszpanii. W końcu płyniemy. Łódka w rękach Jose robi magiczne rxeczy; podejrzewamy że sama odgaduje jego myśli. Wylądowaliśmy na hiszpańskiej plaży, pożegnaliśmy się niemal serdecznie z Jose i idziemy dalej. A Guarda okazała się miasteczkiem składającym się głównie ze schodów i niemal pionowych uliczek w które raz po raz wdzierały się strzępy mgły, która zdążyła już dość mocno się podnieść. Janusz znalazł sklep, zakupił prowiant i przepięknym wybrzeżem poszliśmy dalej. Było bajecznie, ale kawałek dalej trafiliśmy na całą polać spalonego kilka lat temu lasu. Przyroda daje już sobie radę, ale żywioł to żywioł. Kilka godzin wśród odradzającego się eukaliptusowego lasu, piękny zachód słońca i... kolejny dzień za nami.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz