Kilka już lat temu mieliśmy w domu dwójkę nastolatków. Ech, dawne czasy...
Nie wiem już czym sprowokowana, ale napisałam takie coś. Dzisiaj znalezione, budzi sentyment.
Z najlepszymi życzeniami dla rodziców nastolatków:
Ostatnio
stało się u nas w domu coś bardzo dziwnego. Gdzieś zniknęły nasze dzieci!!!
W
ogóle ich nigdzie nie ma. Zawsze były z nami, byliśmy kochającą się rodziną i
myśleliśmy, że tak będzie zawsze a tu proszę... Zniknęli, i nie widzieliśmy ich
już dość dawno. Najgorsze, że nie wiemy nawet kiedy się to stało. Od pewnego
czasu mieszkają z nami natomiast jacyś dziwni ludzie; to znaczy wyglądają w
sumie jak ludzie, ale chyba jednak nie są, no sama nie wiem...
Podejrzewamy.. że
być może są to Kosmici ...
Podają się za nasze dzieci, ale to przecież NIEMOŻLIWE!!!
Są
o wiele więksi niż były nasze dzieci, jacyś tacy dziwni, jedzą baaardzo dużo,
zwłaszcza ten, który podaje się za naszego syna, zadają mnóstwo dziwnych pytań
i często wcale nie słuchają odpowiedzi; w ogóle zresztą jakoś mało nas słuchają
- czasem nakładają na głowę takie śmieszne coś - to się nazywa słuchawki i
służy do niesłuchania nas!!! to bardzo dziwne, nie?
Na dodatek mówią wtedy zwykle, że
się uczą. Podejrzewam, że niekoniecznie jest to prawda, ale z drugiej strony
niby potem nawet coś potrafią - w każdym razie przechodzą z klasy do klasy
(póki co...)
Nasze
dzieci, na przykład, bardzo lubiły z nami przebywać - ci Kosmici, o których piszę
są dziwni pod tym względem: niby lubią być z nami, ale jak mamy dla nich czas,
to oni akurat wtedy mają zupełnie inne zajęcia i wcale nie chcą z nami być
(zwykle te inne zajęcia polegają na przykład na siedzeniu w swoim pokoju), po
czym, kiedy my chcemy gdzieś wyjść, to oni wcale nie chcą żebyśmy
wyszli, ale jak jesteśmy w tym samym pokoju dłużej, to ich denerwujemy.
Podobno
lubią spacery z nami, ale jednocześnie nie chcą z nami nigdzie wychodzić...
Kiedy
przychodzą do domu i pytamy jak było w szkole, to „niepotrzebnie się czepiamy”,
a jak nie pytamy, to "wcale się nimi nie interesujemy”...
Mówią
czasem, że chcą z nami porozmawiać i jak tylko siadamy żeby pogadać, to oni już nie
chcą - jak chcemy się czegoś dowiedzieć, to po prostu musimy polować na
wiadomości. Będziemy musieli też chyba robić notatki, bo bardzo łatwo się
obrażają jak nie pamiętamy kto siedzi w klasie, w czwartej ławce pod oknem,
albo, że w czwartki w tym półroczu nie ma angielskiego.
Do
tej pory wiedzieliśmy prawie wszystko - teraz chyba nie znamy się na niczym,
niestety... (w zasadzie lepiej jest sprawdzić w internecie niż nas zapytać)
.... ale jestem przekonana, że ta zmiana nie zaszła w nas - tylko Ci Kosmici zabrali
nasze dzieci...
Najgorsze
jest jednak to, że oni już planują jak nas pozostawić, więc nawet jeśli się do
nich (tych Kosmitów) przyzwyczaimy, to się nie zda na wiele. Ten kosmita, który
udaje naszą córkę już policzył, że za 55 miesięcy wyprowadza się na studia do Wrocławia,
bo tam jest fajnie (a tu to nie jest fajnie?) a ten, który udaje naszego syna,
chce się uczyć gotować, bo jak się wyprowadzi, musi umieć sobie poradzić (umie
już piec rogaliki z nutellą, bo zwykle są z dżemem, a on nie lubi. Co ciekawe,
kiedy tylko poprosi się, go aby coś ugotował, natychmiast traci cały zapał ) i
przecież wie, że nie zawsze będzie mama.... (to kolejny dowód na to, że to
Kosmici; nasze dzieci chciały kiedyś wymyślić klej, żeby się przykleić do mamusi
i zawsze być razem). Uczy się angielskiego i zapisał się do kółka
recytatorskiego, bo... jeszcze nie wiadomo co będzie robił, więc może Mu się to
kiedyś przydać - w końcu nie wiadomo "gdzie wyląduje” - mówiłam - Kosmita!
Podczas
jednej z rozmów powiedzieli, że to byłoby zupełnie chore, gdyby chcieli zostać
w domu; no nie wiem... Może to chore dla Kosmitów, bo nasze dzieci uważały to
za całkiem zdrowe...
Czytałam
w książkach o nastolatkach, że dzieci bardzo się zmieniają itd. Te książki
kłamały!!!!!
Moje
dzieci wcale się nie zmieniły, tylko gdzieś przepadły zupełnie!
Z
drugiej strony ci Kosmici wyglądają całkiem fajnie, czasem zachowują się jak mądrzy,
dorośli ludzie, a czasem to nawet są podobni do naszych dzieci. Zaczynam
myśleć, że za jakiś czas będą to ludzie, na których przyjaciele będą mogli
naprawdę polegać.
Ta
Kosmitka, która podaje się za nasza córkę rewelacyjnie rozumie innych ludzi i
potrafi mieć bardzo dobry wpływ na innych; "nasz syn” też jest bardzo
inteligentny, wesoły, pomysłowy, wrażliwy i ma rewelacyjne poczucie humoru.
W
sumie to są nawet całkiem fajni i moglibyśmy się z Nimi zaprzyjaźnić, tylko.......
gdzie
są nasze dzieci?????
Pozdrawiam
Otoczona
Kosmitami
Hejo. Pamietam, jak dostalam od Was ten list w formie emaila - w innym zyciu, na innej planecie... Tak wiele zmienilo sie od tamtego czasu, niekiedy nawet wydaje mi sie, ze to wszystko to byl tylko sen. Pamietam Waszych Kosmitow w roznych stadiach rozwojowych, Wasz stary dom, mnostwo ludzi, ktorych dzieki Wam poznalismy i rozne przygody w miastach i wsiach wielu. Dobrze byc razem przez te wszystkie lata, chocby nawet w tak nedznej "elektronicznej" formie, jak teraz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was wszystkich serdecznie
A.