czwartek, 19 lutego 2015

Kartka z rodzinnego archiwum


Kilka już lat temu mieliśmy w domu dwójkę nastolatków. Ech, dawne czasy... 
Nie wiem już czym sprowokowana, ale napisałam takie coś. Dzisiaj znalezione, budzi sentyment.
Z najlepszymi życzeniami dla rodziców nastolatków:

Ostatnio stało się u nas w domu coś bardzo dziwnego. Gdzieś zniknęły nasze dzieci!!!
W ogóle ich nigdzie nie ma. Zawsze były z nami, byliśmy kochającą się rodziną i myśleliśmy, że tak będzie zawsze a tu proszę... Zniknęli, i nie widzieliśmy ich już dość dawno. Najgorsze, że nie wiemy nawet kiedy się to stało. Od pewnego czasu mieszkają z nami natomiast jacyś dziwni ludzie; to znaczy wyglądają w sumie jak ludzie, ale chyba jednak nie są, no sama nie wiem... 
Podejrzewamy.. że być może są to Kosmici ... 
Podają się za nasze dzieci, ale to przecież NIEMOŻLIWE!!!
Są o wiele więksi niż były nasze dzieci, jacyś tacy dziwni, jedzą baaardzo dużo, zwłaszcza ten, który podaje się za naszego syna, zadają mnóstwo dziwnych pytań i często wcale nie słuchają odpowiedzi; w ogóle zresztą jakoś mało nas słuchają - czasem nakładają na głowę takie śmieszne coś - to się nazywa słuchawki i służy do niesłuchania nas!!! to bardzo dziwne, nie? 
Na dodatek mówią wtedy zwykle, że się uczą. Podejrzewam, że niekoniecznie jest to prawda, ale z drugiej strony niby potem nawet coś potrafią - w każdym razie przechodzą z klasy do klasy (póki co...)
Nasze dzieci, na przykład, bardzo lubiły z nami przebywać - ci Kosmici, o których piszę są dziwni pod tym względem: niby lubią być z nami, ale jak mamy dla nich czas, to oni akurat wtedy mają zupełnie inne zajęcia i wcale nie chcą z nami być (zwykle te inne zajęcia polegają na przykład na siedzeniu w swoim pokoju), po czym, kiedy my chcemy gdzieś wyjść, to oni wcale nie chcą żebyśmy wyszli, ale jak jesteśmy w tym samym pokoju dłużej, to ich denerwujemy.
Podobno lubią spacery z nami, ale jednocześnie nie chcą z nami nigdzie wychodzić...
Kiedy przychodzą do domu i pytamy jak było w szkole, to „niepotrzebnie się czepiamy”, a jak nie pytamy, to "wcale się nimi nie interesujemy”...
Mówią czasem, że chcą z nami porozmawiać i jak tylko siadamy żeby pogadać, to oni już nie chcą - jak chcemy się czegoś dowiedzieć, to po prostu musimy polować na wiadomości. Będziemy musieli też chyba robić notatki, bo bardzo łatwo się obrażają jak nie pamiętamy kto siedzi w klasie, w czwartej ławce pod oknem, albo, że w czwartki w tym półroczu nie ma angielskiego.
Do tej pory wiedzieliśmy prawie wszystko - teraz chyba nie znamy się na niczym, niestety... (w zasadzie lepiej jest sprawdzić w internecie niż nas zapytać) .... ale jestem przekonana, że ta zmiana nie zaszła w nas - tylko Ci Kosmici zabrali nasze dzieci...
Najgorsze jest jednak to, że oni już planują jak nas pozostawić, więc nawet jeśli się do nich (tych Kosmitów) przyzwyczaimy, to się nie zda na wiele. Ten kosmita, który udaje naszą córkę już policzył, że za 55 miesięcy wyprowadza się na studia do Wrocławia, bo tam jest fajnie (a tu to nie jest fajnie?) a ten, który udaje naszego syna, chce się uczyć gotować, bo jak się wyprowadzi, musi umieć sobie poradzić (umie już piec rogaliki z nutellą, bo zwykle są z dżemem, a on nie lubi. Co ciekawe, kiedy tylko poprosi się, go aby coś ugotował, natychmiast traci cały zapał ) i przecież wie, że nie zawsze będzie mama.... (to kolejny dowód na to, że to Kosmici; nasze dzieci chciały kiedyś wymyślić klej, żeby się przykleić do mamusi i zawsze być razem). Uczy się angielskiego i zapisał się do kółka recytatorskiego, bo... jeszcze nie wiadomo co będzie robił, więc może Mu się to kiedyś przydać - w końcu nie wiadomo "gdzie wyląduje” - mówiłam - Kosmita!

Podczas jednej z rozmów powiedzieli, że to byłoby zupełnie chore, gdyby chcieli zostać w domu; no nie wiem... Może to chore dla Kosmitów, bo nasze dzieci uważały to za całkiem zdrowe...
Czytałam w książkach o nastolatkach, że dzieci bardzo się zmieniają itd. Te książki kłamały!!!!!
Moje dzieci wcale się nie zmieniły, tylko gdzieś przepadły zupełnie!
Z drugiej strony ci Kosmici wyglądają całkiem fajnie, czasem zachowują się jak mądrzy, dorośli ludzie, a czasem to nawet są podobni do naszych dzieci. Zaczynam myśleć, że za jakiś czas będą to ludzie, na których przyjaciele będą mogli naprawdę polegać.
Ta Kosmitka, która podaje się za nasza córkę rewelacyjnie rozumie innych ludzi i potrafi mieć bardzo dobry wpływ na innych; "nasz syn” też jest bardzo inteligentny, wesoły, pomysłowy, wrażliwy i ma rewelacyjne poczucie humoru.
W sumie to są nawet całkiem fajni i moglibyśmy się z Nimi zaprzyjaźnić, tylko.......
gdzie są nasze dzieci?????
Pozdrawiam
Otoczona Kosmitami

1 komentarz:

  1. Hejo. Pamietam, jak dostalam od Was ten list w formie emaila - w innym zyciu, na innej planecie... Tak wiele zmienilo sie od tamtego czasu, niekiedy nawet wydaje mi sie, ze to wszystko to byl tylko sen. Pamietam Waszych Kosmitow w roznych stadiach rozwojowych, Wasz stary dom, mnostwo ludzi, ktorych dzieki Wam poznalismy i rozne przygody w miastach i wsiach wielu. Dobrze byc razem przez te wszystkie lata, chocby nawet w tak nedznej "elektronicznej" formie, jak teraz.
    Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie
    A.

    OdpowiedzUsuń