czwartek, 26 czerwca 2014

Refleksje nad końcem Roku Szkolnego

Dzienniczek ucznia z XVIIIw
Ostatni dzień roku szkolnego. Rok szkolny jako taki formalnie nie dotyczy już naszej rodziny, której tematem przewodnim czerwca jest raczej sesja letnia, ale jednak ciągle jeszcze pamiętamy. Ostatnie lekcje, na których w zasadzie niewiele się już robi, rady pedagogiczne, dzwonek i... wakacje! Jeszcze tylko jutro odebrać/rozdać świadectwa ukończenia kolejnego roku nauki i upragnione dwa miesiące wolne od nauki/nauczania. No i tu rodzi się pytanie o tę naukę. Czego uczmy się i kiedy, i kiedy przestajemy się uczyć. I czy na pewno wakacje to czas od nauki wolny.
Koniec roku szkolnego, sprawdzanie ocen, porównywanie z ocenami innych dzieci, „Jasiu, a czemu masz z polskiego czwórkę? Krzyś dostał piątkę!”, może być fajnym czasem aby zastanowić się czego naprawdę chcielibyśmy nauczyć nasze dzieci (niezależnie od tego ile mają lat). I jak bardzo w naszym świecie nauka pomyliła się nam ze zdobywaniem informacji. A tej nie trzeba już wcale „zdobywać”. To ona zdobywa nas, i to w jakim tempie! Wszędzie atakuje nas „więcej”, szybciej”, „dokładniej”! Tylko po co nam to, jeśli nie rozumiemy? A niestety, widzieć, wiedzieć, niekoniecznie oznacza rozumieć. Może nasze dziecko dostanie dużo punktów, ale czy na pewno przydadzą mu się one w chwili podejmowania ważnych decyzji? Nie chodzi o to, żeby odpuścić zupełnie i nie oczekiwać, wymagać rzetelnej nauki, ale o rzeczy ważniejsze. Nawet jeśli nasza córka czy syn otrzyma maksymalną ilość wszystkich możliwych punktów, we wszystkich możliwych testach, jest ważniejsze pytanie - Czy nasze dziecko będzie MĄDRE? I pewnie, że nie od nas wszystko w tej materii zależy, ale wiele zależy właśnie od nas – rodziców.
Jeden z moich ulubionych autorów rozważając zmiany, które dostrzegał, zastanawiając się pisał: „...między dawną a nową edukacją zaistniałaby istotna różnica. O ile dawna edukacja była wtajemniczeniem, o tyle nowa byłaby jedynie „warunkowaniem”. Dawna traktowała uczniów tak, jak dorosły ptak traktuje młode ptaki, ucząc je latać; nowa traktowałaby ich raczej jak hodowca drobiu, który stara się uzyskać u młodych ptaków pewne cechy z powodów, o których one same nie mają pojęcia. Jednym słowem, dawna edukacja przypominała propagację – w wyniku której ludzie przekazywali człowieczeństwo innym ludziom; nowa to jedynie propaganda.” (C.S. Lewis, „Koniec człowieczeństwa”)
Być jak dorosły ptak, uczący latać swoje młode – może to dobry pomysł na te wakacje?


czwartek, 19 czerwca 2014

Przygody z GPS-em


Parę dni temu w jednym z telewizyjnych programów informacyjnych pokazano historię pewnej kobiety, która wybrała się z okolic Łodzi nad morze. Z córeczką lub synkiem – nie podano płci dziecka, ale wiemy, że miało kilka lat. Pani wpisała koordynaty w GPS i... pojechała. Po jakimś czasie zaniepokojona okolicą i jakością drogi, jaką jedzie oraz kończącym się zapasem paliwa, wezwała pomoc. Pan policjant bohatersko odnalazł panią podróżniczkę i jej dziecko już po czterech godzinach zwiedzania pobliskich lasów, które okazały się byłym radzieckim poligonem. 

Kilka lat temu do Olsztyna przyjechały 3 autobusy z Hiszpanii po pracowników sezonowych. W tym samym czasie, w Olsztynie, zorganizowana przez miejscowy Urząd Pracy grupa pracowników sezonowych, która miała jechać do Francji czekała na autobusy, które miał zapewnić pracodawca. Czekali już dwie godziny – wiadomo, polskie drogi, ale zaczęli tracić cierpliwość. Kierowcy autobusów zadzwonili do Urzędu Pracy, ale... była sobota... No cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Po jakimś, bliżej nieokreślonym czasie, okazało się, że w Polsce są dwa Olsztyny. Autobusy czekały w jednym, a pracownicy w drugim, oddalonym o niecałe 500 km.

Jak często w naszym życiu, choć podróż zaczynała się bardzo obiecująco, lądujemy w tak zwanych malinach i to nie tyle z uwagi na owoce, co raczej na kolce? Zamiast wnosić bagaże do hotelowego pokoju nad morzem, stoimy w jakimś ciemnym lesie, zastanawiamy się którędy droga, a stare ostrzeżenia o niewypałach nie pomagają. 

Jak to się dzieje? Zaczynamy coś z wielkim entuzjazmem i wydaje się nam, że żadne przeszkody nas nie zatrzymają. Dojedziemy nad morze czy pod wskazany adres, będziemy szczęśliwi, nam się uda! I wyruszamy. Po drodze mijamy kolejne rozdroża, wybieramy kolejne ulice i zjazdy z autostrady. Mamy w końcu GPS, wiemy dokąd zmierzamy! Ufamy ślepo urządzeniu i nie zwracamy uwagi na zewnętrzne znaki, które informują nas, że coś jednak jest nie tak. Nie przeraża nas nawet kończący się asfalt, który powinien być jasnym sygnałem – TA DROGA PROWADZI DONIKĄD. Nasze życie, relacje z innymi często tez nie zmierzają w kierunku, jakiego byśmy chcieli. Widzimy kolejne niepowodzenia i zdajemy sobie sprawę, że ta droga już od jakiegoś czasu chyba nie jest najlepsza. Coś jest nie tak. Jednak z jakimś dziwnym uporem, podobnie jak wspomniana wyżej kobieta, z zupełnie nieuzasadnioną i niewytłumaczalną nadzieją, że „na pewno jadę dobrze” brniemy w poligon. Asfalt dawno się skończył, droga coraz węższa, w zasadzie wygląda już jak ścieżka dla zwierząt, ale jedziemy dalej. GPS tak pokazuje! A przecież dopóki nie jest za późno wystarczy tylko zawrócić do punktu, w którym rozminęliśmy się z właściwą drogą. Jasne, nikt nie lubi wracać, dokładać drogi, jednak często to jedyna możliwość. Zatrzymać się, pomyśleć, ponownie wpisać dane, sprawdzić i zawrócić. Zacząć od nowa, przynajmniej od jakiegoś punktu. Warto, przecież to nasze życie. 

„Zaczynać jest łatwo – wytrwać jest sztuką”

czwartek, 12 czerwca 2014

ZNZ - Zdefiniuj Naszą Znajomość

W szkole średniej wybrałem się na randkę z dziewczyną, której dobrze nie znałem. Usiedliśmy w restauracji i zaczęła się sztywna rozmowa typowa dla pierwszej randki. Przy przystawkach dowiedziałem się nieco o jej rodzinie (...) i wtedy to się stało. Jedliśmy deser, gdy zapytała – cytuję –„Dokąd, twoim zdaniem, zmierza ta znajomość?” Na pierwszej randce zamierzała przeprowadzić rozmowę ZNZ! To była nasza pierwsza i ostatnia randka
                                                                   (Kyle Idleman „Więcej niż fan”)


Hmm... no może rzeczywiście niekoniecznie na pierwszym spotkaniu, ale warto jednak rozmowę ZNZ przeprowadzić. To dość istotne dokąd zmierza nasza znajomość. I jest to ważne nie tylko na początku związku; może nawet coraz ważniejsze w trakcie jego trwania. Kiedy dopisujemy do naszego kalendarza kolejne wydarzenia, mijają kolejne lata, dorastają nasze dzieci, starzeją się nasi przyjaciele, może się okazać, że nasza znajomość w zasadzie nie zmierza do nikąd, albo, co gorsza, zmierza w kierunku, którego nikt z nas nie chciał.
„- Przecież robię dla Niego/dla Niej tak wiele. Dbam o dom/ porządek/ dzieci/ zdrowie/ samochód/ ogród/ psa/ kota/ rybki/ ekologiczne jedzenie i jeszcze tysiąc innych rzeczy. Czego On/Ona jeszcze chce?
-... Nie mam już poczucia, że Go/Ją znam, nie czuję żadnej bliskości...”
 Czy my się w ogóle znamy? Dokąd zmierza ta znajomość? 

Ostatnio byliśmy wieczorem w pubie. Przy barze zaczęliśmy rozmawiać z Panią, która od wielu lat, razem z Mężem go prowadzi. Jakoś tak, w związku z upałem, rozmowa zeszła na wakacje.
Pani nie była na wakacjach.
Od 15 lat.
I w tym roku też nigdzie nie pojedzie.
Nie wie czy jeszcze umiałaby nic nie robić przez cały dzień, kilka dni.
No i wcale nie jest pewna, czy wytrzymałaby te kilka całych dni z Mężem.
„Wie Pan jak to jest po tylu latach”.
Kiedyś potrafili spędzać razem czas, rozmawiać, bawić się z dziećmi, „o tak, byliśmy bardzo zakochani”, ale teraz?
Praca, praca, praca. Człowiek jest zmęczony i po prostu mu się już nie chce.
Chyba nie warto ryzykować. „Bo to duże ryzyko jest – trzeba załatwić pracowników, no syn mógłby poprowadzić przez te dwa tygodnie, ale czy to warto? Jest, jak jest, i może już nie trzeba tego zmieniać...”
„Nauczyliśmy się nie wchodzić sobie w drogę” - każdy ma swój świat, swoje sprawy, swoich znajomych, swoje życie, swoją sypialnię. Nawet się już nie kłócimy. Tak jest lepiej.

L E P I E J ???
A co stało się z marzeniem o wspólnie dzielonym życiu? Gdzie trzymanie się za ręce? Co z byciem parą staruszków, która rozumie się bez słów? Gdzie radość i spełnienie w bliskiej, prawdziwej więzi? Gdzie Życie?

Warto zatrzymać się na chwilę, usiąść, może iść na spacer, i przemyśleć te sprawy – Dokąd zmierza ta znajomość? Dokąd ja tę znajomość prowadzę? Warto wziąć odpowiedzialność za tę więź, która jest między nami. Nawet jeśli ta retrospekcja wypada blado – zawsze można zacząć od początku. Kiedyś byliśmy z dziećmi na obozie na Mazurach. Codziennie wieczorem robiliśmy ognisko i codziennie rano nasze dzieci bawiły się przy nim, rozniecając je na nowo. W szarym, smutnym pyle i resztkach wypalonych głowni zawsze coś się jeszcze tliło i to coś stawało się początkiem nowego ogniska, czasem znacznie większego niż to wieczorne.


Zdefiniuj Waszą znajomość na nowo! Marz, walcz, okazuj miłość, bądź cierpliwy, kłóć się, poświęć czas, siądź i rozmawiaj, przytul! 
Póki życia, póty nadziei!














czwartek, 5 czerwca 2014

Stara kamienica



Prawie codziennie przechodzę obok dużej kamienicy na jednej z głównych ulic naszego miasta. Piękna, secesyjna budowla, która kiedyś była ozdobą ulicy, z roku na rok traci swój blask. Jeszcze kilka lat temu, na parterze, mieścił się duży sklep z antykami, który odwiedzało  wielu klientów, a we wszystkich oknach na piętrach wieczorami świeciło się światło. Za firanami toczyło się normalne życie. Dom dawał schronienie wielu rodzinom. Kamienica tętniła życiem. Decyzje jej właściciela spowodowały powolne, ale skuteczne opróżnianie domu. Z roku na rok gasły na zawsze światła w kolejnych oknach, a w opuszczonym sklepie straszą odrapane ściany i coraz bardziej oklejone reklamami resztki witryn. Brak ludzi, życia w kamienicy, zmienia ją w ruinę. Jeszcze stoi, próbuje ciągle zachwycać przechodniów swoją pięknie zdobioną fasadą. Jednak to tylko kwestia czasu, kiedy kolejne deszcze, mrozy i palące słońce zniszczą zdobienia a kamienica popadnie w totalną ruinę, która będzie zagrażała przechodniom.
Dla wielu stałych mieszkańców okolicznych kamienic i przechodniów takich jak ja, zmiany były prawie niezauważalne. Działo się to wszystko na tyle powoli, że przyzwyczajaliśmy się do tego widoku i nie przeszkadzała nam wolno postępująca destrukcja. Aby zauważyć, że coś dzieje się nie tak, potrzeba chwili zastanowienia, wspomnienia jak było kiedyś, przyjrzenia się, albo jakiejś większej szkody w budynku.
Podobnie dzieję się w naszym życiu. Podejmujemy jakieś złe decyzje, świadomie lub nie i  świat wokół nas zmienia się. Powoli ale skutecznie. Niezauważalnie, jak woda drążąca skałę, rzeczywistość się zmienia. Dopiero katastrofa, ból bliskiej osoby, odejście, powodują otrzeźwienie, często jednak jest już za późno. Jest rada, jest możliwość, w pośpiechu dzisiejszego świata znajdź czas i spójrz do tyłu, zadaj sobie pytanie:
Czy jesteś w miejscu w którym chcesz być? Budujesz czy rujnujesz?
Twoje decyzje  kształtują rzeczywistość.


Janusz