czwartek, 12 kwietnia 2018

Najgorsze za Tobą


Dzisiaj z powodu wolnego dnia i pięknej pogody zrobiliśmy sobie wycieczkę. Budząca się wiosna, słońce, leśne drobne kwiatki, wiatr... Coś pięknego. Warto było. Chociaż, jak zwykle, do samego końca istotne wydawało się mnóstwo pytań - czy warto, jest przecież tyle spraw do załatwienia, do zrobienia... Przecież wszyscy to znamy. Nie jest łatwo wyrwać się codzienności. Ale kolejny raz się nam udało i kolejny raz mamy piękne wspomnienia. 
Przy okazji dość długiego spaceru, albo średniej wędrówki (przeszliśmy koło 20 km) rozmawialiśmy o różnych sprawach. I kolejny raz przypomniała mi się pewna rozmowa, którą można znaleźć w kilkudziesięciu miejscach i której autorstwo przypisuje się kilkunastu co najmniej osobom. 
" - No, teraz najgorsze masz już za sobą - mówi mistrz do ucznia.
 - Mistrzu, ale ja dopiero zacząłem! - mówi uczeń.
 - No właśnie!"
I niezależnie od tego, kto tę krótką rozmowę wymyślił i pierwszy opublikował w internecie, pokazuje ona trywialną, a jednocześnie głęboką prawdę. 
Najtrudniej jest zacząć. 
Przynajmniej mi i wielu moim bliskim. Myślimy, kombinujemy, zastanawiamy się, piszemy scenariusze, z których jedne są dość kolorowe, ale inne czarne - i tym czarnym poświęcamy na tyle dużo czasu, że i kolorowe jakoś szarzeją.
I tak sobie pomyślałam dzisiaj, że wiosna się nie zastanawia - przychodzą ciepłe dni, odpowiednia ilość światła i wybucha z tym wszystkim co ma w zanadrzu. Jeszcze kilka dosłownie dni temu było szaro, ponuro, buro i zimno. A dzisiaj? Wszystko wokół się zieleni i kwitnie w nieco szalony sposób, nie obawiając się nadejścia kolejnych zimnych, mokrych, czy nawet śnieżnych  dni. 
Zamiast więc zazdrościć wiośnie entuzjazmu, może by tak zarazić się trochę?
Idzie nowe, więc życzcie nam szczęścia :)


czwartek, 5 kwietnia 2018

Jak znaleźć czas?


Wczoraj mój dzień pędził jak szalony. On naprawdę uciekał! Pędziłam z zadyszką aby dotrzymać mu kroku i mało nie pogubiłam nóg. Ostatecznie wszystko, co zaplanowałam zrobiłam, i tylko jeden storczyk, który miał się moczyć 15 minut, siedział w wodzie ponad trzy godziny, bo o nim zapomniałam. Ale to mu nie zaszkodziło. Pełen sukces! Organizacyjnie dałam radę, chociaż nie było łatwo. Miałam wrażenie, że ziemia kręci się coraz szybciej i każda godzina trwa najwyżej pół. Wtedy dostałam SMS'a od córki: "hej mamo, dziwny dzisiaj dzień. Niby jestem w pracy i mam co robić, ale okropnie mi się dłuży. Jakby czas zatrzymał się w miejscu (...)"  CO??? Jak to się dłuży? Tylko przy tym jednym SMS'ie spędziłam chyba piętnaście minut i teraz muszę nadganiać! Okazuje się, że czas rzeczywiście jest dość względnym pojęciem. Kiedyś nawet o tym pisaliśmy (tutaj) - kiedy robię pilne rzeczy i do tego mam bardzo konkretne ramy czasowe, potrafi pędzić jak oszalały tylko po to, żeby w nudnym towarzystwie, w miejscu, w którym być muszę, pełznąć jak ledwo żywy leniwiec, który w szczytowej formie swojego leniwcowego życia rozwija zawrotną prędkość 0,24 km/h a jego futro porastają algi. Ta zadziwiająca właściwość czasu, który mamy do dyspozycji, wcale nam nie pomaga, i choć podobno wszyscy mamy do dyspozycji 24 godziny każdej doby, jest jakoś tak, że jedni mają tego czasu mniej, a inni jakby więcej.
Jednym z moich wczorajszych zajęć była dwudziestominutowa jazda tramwajem. Natrafiłam w trakcie jej trwania na artykuł Pani Blogerki o tym "jak ja to robię, że mam na wszystko czas?" Pani ma dzieci, dom i prowadzi bloga. Jest na bieżąco i ma czas na fitness i na paznokcie. Twierdzi, że kluczem do sukcesu jest organizacja i planowanie. W pewnym momencie wspomina mimochodem, że ma też do pomocy panią, która pomaga jej sprzątać i drugą panią, która pomaga jej przy dwójce dzieci, które chodzą już do szkoły. Żeby było jasne - nie jestem przeciw. Jeśli kogoś stać, to zatrudnia kogoś innego żeby robił coś, czego sam robić nie lubi czy nie umie i płaci za to. Obie strony są zadowolone. Ale większość moich znajomych nie ma pani do pomocy ani przy sprzątaniu, ani przy ogarnianiu dzieci. A radzić sobie trzeba. I sama też wcale nie czuję się bohaterem z powodu wychowania dwójki dzieci w czasach, kiedy pampersy kupowało się na sztuki i tylko na specjalne okazje jak na przykład wyjazd w góry. Pani Blogerka ma nieco inne od moich priorytety i na przykład "na paznokcie" umawia się z dwu- lub trzy- miesięcznym wyprzedzeniem, a ja ... wcale, ale żadna z nas nie jest z tego powodu lepszym ani gorszym człowiekiem. Ona ma po prostu prawdopodobnie ładniejsze paznokcie. Tyle. Wracając do meritum - organizacja i planowanie. Nie do końca w tym tkwi tajemnica sukcesu tych, którym się udaje. Oni nie dość, że potrafią się zorganizować i przygotować plan - jeszcze go wykonują! Bez tego można mieć niezłą kupkę wydrukowanych planów na każdy dzień. I ta kupka może rosnąć i być źródłem coraz większej frustracji.
Dobra wiadomość jest taka, że człowiek uczy się całe życie i nawet, jak czegoś nie umie, to jednak może się nauczyć. Żyjemy w świecie, który wymaga od nas radzenia sobie z czasem. Nasi dziadkowie, czy nawet rodzice, nie musieli tego robić; ich życie wyglądało nieco inaczej. Ja sama, wychowując dzieci dwadzieścia kilka lat temu, żyłam inaczej niż młode mamy dzisiaj. I moje rady niekoniecznie będą im bardzo przydatne. Ale małymi lub większymi krokami można się nauczyć panowania nad czasem, a nawet trochę czasu sobie zrobić. :) Powodzenia