Dzisiaj trochę wspomnień. Nie takich zwykłych, jakich oczywiście jest mnóstwo, ale szczególnych, takich które są dla mnie ważne i które z czasem nic nie tracą ze swej wagi. Wspomnienia wydarzeń, które miały i nadal mają na mnie wpływ, i których nie chcę zapomnieć nigdy.
Kiedy kogoś kochamy i jesteśmy z nim w
bliskiej relacji, jesteśmy gotowi zrobić bardzo wiele, aby ta bliska osoba czuła się jak
najlepiej. Robimy coś dla kogoś nie myśląc o trudzie, poświęconym czasie,
wydatkach itp. Robimy to, bo kochamy. Przysłowie mówi, że przyjaciół poznaje się w
biedzie. Można śmiało powiedzieć, że jakość naszych relacji sprawdza się w potrzebie
i biedzie.
Dwie historie, dwie ważne dla mnie relacje.
Chociaż to nie bajka, historia wydarzyła
się bardzo dawno temu. Miałem wtedy jakieś 12 lat i byłem z rodzicami na
wczasach w Zakopanem. Kto mnie zna, wie jak ważne są dla mnie wędrówki po
górach. Wtedy właśnie ta pasja się rodziła. Zazwyczaj chodziłem po górach ze
starszym o osiem lat bratem. Tym razem brat wybrał wolność i nie było go z nami
na rodzinnym wyjeździe. Mieszkaliśmy w ośrodku u wylotu Doliny Strążyskiej i stamtąd Tatr można było dosłownie dotknąć. Jednak nie było żadnej dorosłej osoby, która
mogłaby zabrać mnie gdzieś wyżej, ponad standardowe wycieczki po tatrzańskich
dolinach. Nie wystarczał mi już wtedy widok z Gubałówki. Moi rodzice, niestety, nie chodzili po górach i nie było to dla nich ciekawe. Z dnia na dzień coraz
ciężej przeżywałem spacery u wylotu doliny. Byłem tak blisko! Patrzyłem z tęsknotą na wyższe
szczyty, ale ze względu na bezpieczeństwo rodzice nie chcieli mnie wypuścić samego na
wycieczkę w wyższe partie gór. Któregoś wieczoru mój ojciec zapowiedział, że
jutro rano, zaraz po śniadaniu, ruszamy razem na Kasprowy Wierch. Tata nie mógł
już patrzeć na moje cierpienie i pomimo tego, że nie był w żaden sposób
przygotowany , poszliśmy razem.
Do dziś jestem mojemu tacie przeogromnie wdzięczny za to, że mogliśmy ten dzień spędzić w górach. Przez wiele kolejnych lat ojciec wspominał jak zdobyliśmy Kasprowego bez kolejki linowej i z jakimi bąblami na
stopach musiał później walczyć. Jego buty totalnie nie nadawały się do
chodzenia po górach. Ojciec poświęcił się dla mnie dlatego, że widział z jaką tęsknotą patrzę na wyższe partie gór. Jestem mu do dzisiaj wdzięczny i nie
zapomnę nigdy.
Druga historia dotyczy mojej najbliższej
relacji - z najukochańszą żoną.
Miałem dwadzieścia parę lat i nagle
dowiedziałem się, że muszę pójść do szpitala na operację. Mieliśmy wtedy
malutkie dzieci i, jak łatwo się domyślić, Asi nie było łatwo być jednocześnie ze mną
i opiekować się małymi dziećmi. Każdą wolną chwilę, kiedy tylko udało się jej zorganizować sobie choć chwilę czasu, spędzała jednak ze mną w szpitalu. W dzień operacji załatwiła opiekę na cały
dzień i po prostu czuwała przy mnie. Od samego rana dodawała mi otuchy, ale to
co było dla mnie najważniejsze, to to, że była ciągle przy mnie po operacji. Wszyscy
jej wtedy mówili, że nie warto, że przecież ja będę spać i ma iść do domu. Rzeczywiście niewiele
pamiętam z tego dnia, ale wiem, że gdy budziłem się na krótkie chwile, była przy mnie
Asia. Jestem jej do dzisiaj wdzięczny i nie zapomnę nigdy.
Łatwo wkradają się w nasze głowy złe wspomnienia: kłótni, nieporozumień i bólu z tym związanego. Dlatego dobrze jest pamiętać, pielęgnować i wspominać co jakiś czas
te niesamowite, dobre chwile. Czym będzie ich więcej i czym mocniej zapadną w naszą pamięć, tym łatwiej wyprą to, co było złego. A kiedy przyjdą wiatry, czy sztormy to będziemy pamiętali, że przecież jesteśmy kochani.