poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Przegapiliśmy Dzień Czekolady

Wiedziałam że jakoś w połowie kwietnia jest Dzień Czekolady. No i był. W miniony piątek...
Przegapiliśmy. Ale to przecież nie koniec świata, ani nawet nie koniec czekolady. Czekolada dobra jest w każdy dzień a Japończycy podobno twierdzą, że nie jest ważny konkretny dzień tylko jak się go świętuje. Idąc za tą mądrą opinią przekładaliśmy już nie takie święta :)
Bawiliśmy się w Sylwestra 4 stycznia, obchodziliśmy urodziny w dziwnych terminach, a nasi Przyjaciele przekładali nawet termin Bożego Narodzenia. Bo przecież ważni są ludzie i świętowanie a nie terminy. No dobra. Terminy też są ważne, ale nie zawsze i jednak ludzie są ważniejsi. Tak więc świętujemy Dzień Czekolady z pewnym poślizgiem, wspominając cudowną gorącą czekoladę i churros w Madrycie, i jedząc zwykłą dzisiaj. Polecamy

czwartek, 4 kwietnia 2019

Jak znaleźć szczęście?


Kilka dni temu oglądaliśmy film i była w nim scena, która bardzo nas poruszyła. Film nie do końca jest o tym, ale ta konkretna scena skupiona była na istnieniu równoległych światów. W jednym z nich jest bardzo trudno. Ogólnie mówiąc bohaterowie znajdują się w przededniu wojny. W drugim jest pokój, wolność i w ogóle fajnie. I człowiek, który przeszedł z tego drugiego, wolnego świata rozmawia z przyjacielem z pierwszego. Dowiadujemy się, że w tym "dobrym" świecie nie ma on nikogo bliskiego. Teraz, w złym i trudnym świecie jest szczęśliwy  bo w tym świecie historia potoczyła się inaczej i tutaj żyje jego rodzina.
Co jakiś czas docierają do nas artykuły, memy, zdjęcia i "Paolo Coehlo powiedział, że...", które opowiadają nam o tym, że to relacje, więzi jakie tworzymy z innymi stanowią o naszym poczuciu szczęścia i spełnienia.
Z jednej strony oczywiste. Pewnie, że tak.  
Ale z drugiej strony jak łatwo skupić się zupełnie na czym innym. Zapomnieć, że bliskość, przyjaźń a i prawdziwą miłość raczej się w ludzkim świecie zdobywa niż dostaje, a już na pewno nie można oczekiwać ich jako należnego mi prawa.*
Pracujemy w pocie czoła aby żyć wygodniej, aby przybywało cyferek na naszym koncie, poświęcamy te cyferki i długie godziny aby poznać siebie i poczuć się lepiej. Czasem naprawdę ostro harujemy aby zdobyć niezależność.
I nie potrafimy, nie chcemy przyznać, że dopiero w spotkaniu z drugim człowiekiem, w bliskości z Nim, okazuje się naprawdę ile warta jest nasza wolność, nasza niezależność i w ogóle całe nasze człowieczeństwo. Bo sednem jest raczej to ile potrafię poświęcić drugiemu niż to ile w ogóle mamy. Co mogę dać aby nadal być sobą, aby nadal cieszyć się życiem? Czy Ten Drugi jest moim przyjacielem w drodze czy zagrożeniem, kimś kto na tę moją samodzielność i poczucie komfortu ciągle czyha i kiedy tylko opuszczę gardę wydrze mi to bez litości?
Prof. Tadeusz Sławek w jednym z ostatnich artykułów napisał, że powinnam przyjąć, że mam obowiązki przede wszystkim nie wobec siebie, ale wobec innych** - co czuję, kiedy słyszę coś takiego? 
Jak to? Przecież to już dzieci w przedszkolu uczą się, że aby pokochać innych trzeba najpierw pokochać siebie. Najpierw mam obowiązki wobec siebie przecież. Tylko czy aby na pewno?
Czy przypadkiem nie jest tak, że dbając o swoje liczne poczucia (bezpieczeństwa, wartości, znaczenia, sensu i kilku innych) i zostawiając sprawy "bliźniego" na później, przeżywamy kolejne dni, miesiące i lata, i na koniec budzimy się wprawdzie doskonale znając siebie i świetnie wiedząc co zrobiliśmy źle, ale samotni znacznie bardziej niż przysłowiowy palec (kciuk), który wprawdzie jest niejako osobny, jednak w dłoni tkwi, i jakichś tam "kolegów"ma. 
To trudne rozgraniczenie - bo oczywistym jest, że człowiek stłamszony, który pojęcia nie ma o własnych motywacjach, własnej pozycji, wartości, będzie jedynie szukał tychże w relacjach z innymi. Będą oni dla niego ważni tylko o tyle, o ile będą mu coś dawać. Ale z drugiej strony wszechobecne szukanie siebie ma dziś niepokojąco wiele wspólnego ze skrajnym nawet egocentryzmem. 
"Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" staje się niejednokrotnie usprawiedliwieniem do nie kochania bliźniego wcale. Zwłaszcza kiedy jest to bliźni, który głupio postępuje, czy jeszcze głupiej myśli. A to nie jest dobra droga. Łatwo w niej o postawę, w której w końcu nie zależy mi na dobru innych. Muszę się przecież zająć sobą. 
Źle się z czymś czuję, a ty mnie pytasz o brata?
"Czyż ja jestem stróżem brata mego?" zapytał Kain...
Otóż jestem. Moja odpowiedzialność, jakkolwiek potrzebująca solidnych podstaw, to odpowiedzialność przede wszystkim za innych. Warto się o nich troszczyć nawet własnym kosztem, bo kiedy ich zabraknie zostaje pustka. I choćby wszystko wokół było w najlepszym nawet porządku, będę marzyć o innym, świecie; takim w którym może nie jest doskonale, ale bliscy mi ludzie po prostu przy mnie są. A międzywymiarowe podróże póki co są niedostępne.





*To bardzo dziwna sprawa, bo trochę jednak można. I miłość i przyjaźń zawiera w sobie oczywiste i słuszne pragnienie wzajemności, tyle, że teraz nie o tym :)