niedziela, 29 listopada 2015

Hu hu ha! Zima zła!

Wczoraj wieczorem padał śnieg. Padał i padał i skłonił mnie do refleksji.
A oto refleksja: Latem, kiedy nadeszła fala upałów, pisałam żeby nie narzekać (można o tym przeczytać tutaj: Fala upałów). Nadal jestem zdania, że narzekać nie należy, ale okazało się, że jest mi chyba trochę trudniej nie narzekać jak jest zimno, niż jak jest ciepło :). A okazało się to przy wspomnianej okazji zmiany pogody, której w zasadzie można się było pod koniec listopada spodziewać. Podobno jeśli człowiek nie cieszy się na sanki, kiedy spadnie pierwszy śnieg to jest już stary. Prawdopodobnie jestem trochę stara od zawsze, i pamiętam jak tata dawno, dawno temu tłumaczył mi, że "za zimno" jest lepsze niż "za ciepło", bo jak jest zimno, to zawsze można jeszcze coś dodatkowego ubrać, albo pobiegać a jak jest za ciepło, to człowiek tylko leży i dyszy z nadzieją, że upał minie. Nie przekonał mnie wtedy. I nadal zdecydowanie wolę lato. Ale to niekoniecznie oznacza, że muszę narzekać na zimę. Nie wszystko w niej lubię. Fakt. I próby polubienia tego, czego się nie lubi są raczej frustrujące i mało skuteczne, przynajmniej z mojego doświadczenia. No, ale jeśli twierdzę, że to ja powinnam panować nad moimi emocjami i myślami a nie one nade mną (a tak własnie twierdzę), i generalnie nie chcę być niewolnikiem pogody, nastroju czy czego tam jeszcze, to czas wziąć się do roboty.
Super, Ale jak?
Na dobry początek przypominam sobie, i wszystkim innym, którzy nie lubią zimy, że "widzimy to, na co patrzymy". Nie chodzi o to, żeby widzieć rzeczy, których nie ma, ale o wybranie na czym chcę skupiać moją uwagę. Mogę patrzeć na buro, ciemno i zimno, a mogę na światło świeczki, płatki śniegu (nadziwić się nie mogę, że każdy jest inny) i szarlotkę na ciepło. No i niniejszym ogłaszam, że wybieram to drugie.
Robię listę super fajnych rzeczy, które są tylko zimą lub tylko zimą można je robić ( i ma to sens, bo na przykład szarlotkę na ciepło można robić latem, tylko po co?)
Lista jest tutaj i proszę o jej uzupełnianie.
Jak się uda, to w przyszłym roku, w okolicy października nie będę się mogła doczekać zimy :)
A oto lista:

  • siedzenie wieczorem przy świeczkach
  • jabłecznik na gorąco z lodami albo bez
  • wszystkie inne ciasta na gorąco
  • cynamon we wszelkich postaciach
  • koce, kocyki, szale i szaliczki - bardzo je lubię, a jednak w upał... to nie to samo :)
  • gorące smakowe herbaty
  • wspomniane już płatki śniegu - można je oglądać, gdy pada śnieg i się cieszyć, albo zrobić sobie z papieru, albo na szydełku i powiesić gdziekolwiek - i też się cieszyć 
  • można ulepić bałwana
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  ... co do niej dodasz?



piątek, 13 listopada 2015

Memento mori i okulary do czytania

W zasadzie powyższy tytuł mówi wszystko. Już wiadomo o czym będę pisała:)
Tak, po ostatniej wizycie u okulisty okazało się, że wymiana żarówki na mocniejszą nie pomoże. To znaczy pomoże, ale niewystarczająco. Okazało się to również na nieco wyższym poziomie. To nie tak, że wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie i piszą/drukują/rysują jakoś tak mniej wyraźnie, i nie jest również tak, że coś stało się z oświetleniem w sensie ogólnoświatowym. Kordonek do szydełkowania też nie jest "jakiś taki rozlazły".
No i w sensie ogólnoludzkim to nawet dobrze. W sumie...
Ale okulary do czytania???
Ja???
Od dziecka noszę okulary, bo mam wadę wzroku. Ok. To rozumiem. Kiedyś płakałam, nie chciałam nosić okularów, nosiłam szkła kontaktowe, itd., ale w końcu się pogodziłam. Mam wadę wzroku. Tatuś też ma. A od wielu lat też mój syn. Dobra. Na genetykę nie ma rady. Ale DO CZYTANIA???
Kiedy wcale nie tak dawno pisałam o zmianach w naszym życiu, nowych perspektywach i nowych przygodach (można przeczytać o tym tutaj : Nowa przygoda ), nie do końca to właśnie miałam na myśli. Nowe przygody w... okularach do czytania?
Na dodatek, w ostatnich dniach, byliśmy u Przyjaciół na rocznicy ślubu. Dwudziestej piątej. Jak wiadomo nasza już była. Przyjaciele w ramach tejże uroczystości puścili film. Był to film nie byle jaki, bo z Ich wesela. Na którym byliśmy gośćmi. Ale najpierw trzeba to było ustalić, bo podobieństwo tych młodych szczapek (wtedy) do nas (teraz) okazało się wcale nie takie oczywiste, jak się nam wydawało...Kiedy już udało się nam rozpoznać kto jest kto, płakaliśmy ze śmiechu.
Jednym słowem, kolejny raz, dotarło do mnie, że czas ucieka, i że 45 lat to jednak nie jest 19. No bo nie jest.
Okazuje się, że towarzyszą temu nieprzyjemne zmiany. I zaczynam ich doświadczać. Mówią, że jeśli czegoś nie możesz zmienić, postaraj się to polubić. No chyba nie tym razem! Aż taka niemądra to chyba nie jestem. Są rzeczy, które z samej swej istoty nie dają się lubić. I okulary do czytania do nich należą. Świadczą o tym, że moje ciało się zmienia i, że nie jest to zmiana na lepsze. Ale te zmiany wcale nie muszą mnie załamywać i niszczyć. Nie muszę też udawać, że ich nie ma. Ale to nie one mnie określają. Trochę na tym polega chyba życie w mądry i spełniony sposób. Jestem tym, kim jestem i zgoda na rzeczywistość jest po prostu zdrowa. Mogę udawać nastolatkę, ale wcale nie chciałabym nią być. Jak się tak zastanowić, to lubię być sobą teraz. Jestem mądrzejsza, lepiej rozumiem siebie i innych, więcej wiem i mądrzej czuję, bardziej nad sobą panuję, mam o wiele, wiele większe horyzonty i marzenia. A, że to kosztuje... Nic nowego. Cenne rzeczy dużo kosztują.
Memento mori - mówiono kiedyś. Pamiętaj, że umrzesz. Dziś ucieka się od takiego myślenia, ludziom wydaje się, że medycyna potrafi załatwić wszystko i jest to tylko kwestia pieniędzy, dobrego rządu i mądrych lekarzy. Wiecznie młody, zdrowy i bogaty. To jest cel!
No, nie chciałabym żyć dla tak malutkiego celu.
I od dziś moje okulary do czytania będą mi o tym przypominały :)