czwartek, 27 marca 2014

30 000 powtórzeń


Z powodu problemów z kręgosłupem i stawami (latka lecą...) chodzę w miarę regularnie na rehabilitację. Okazało się tam, że wszystko robię źle. Źle siedzę, źle wstaję, źle stoję i zupełnie źle chodzę. No i stąd moje problemy. No i nie mam mięśni, które powinnam mieć. Tak z grubsza. Już, już chciałam się załamać, kiedy okazało się, że jest nadzieja. Nie ma co rozpaczać, że wszystko robię źle, trzeba się nauczyć robić dobrze. No rewelacja! Mam się na nowo uczyć chodzić. I stać. I inaczej trzymać głowę. I ramiona, i stopy. Świetnie! Całe życie przecież to tak robiłam i było dobrze, a teraz mam wszystko zmieniać.
No właśnie nie było dobrze. Dość długo było „bezobjawowo”, ale przyszedł czas, w którym objawy się pojawiły i zamiast psioczyć na kłopoty, starość, Służbę Zdrowia i ból istnienia, trzeba się wziąć do roboty. U Moich Ulubionych Rehabilitantów (w skrócie MUR J) dowiedziałam się:
1. że powodem moich cierpień jest to, że wszystko robię źle,
2. że muszę wszystko robić inaczej
3. na czym polega to „inaczej”.
Teraz jest mój czas. Dowiedziałam się też, że 30 000 powtórzeń tworzy nowy nawyk.
Chociaż całe życie chodziłam „źle”, mogę zacząć chodzić dobrze. Da się to zrobić. 30 000 powtórzeń i potem już z górki... A raczej - a potem w góry!
Przy okazji jest to też bardzo dobry pomysł dla wszystkich, którzy do tej pory robili wszystko źle. Trzeba zacząć robić dobrze. Dowiedzieć się jak, i ćwiczyć. Na początek 30 000 razy.



czwartek, 20 marca 2014

Tak się jakoś potoczyło...


Od jakiegoś czasu wracam do prowadzenia samochodu. Prawo jazdy zrobiłam prawie dwadzieścia lat temu, ale zanim się obejrzałam, tak się jakoś potoczyło, że od dziewięciu lat nie siedziałam za kierownicą. Zmieniliśmy samochód, miałam problemy z kręgosłupem... tak jakoś wyszło.
No niezupełnie. To ja przestałam prowadzić. Trochę się bałam, nie polubiłam prowadzenia, tak było mi wygodniej. I przez dziewięć lat decydowałam, że nie siadam za kierownicę. Jestem tylko pasażerem. Wsiadam do auta, zapinam pasy i... jadę tam, gdzie wiezie mnie kierowca. Coś za coś.
No, nie, to nie tak, że zdecydowałam: "nie jeżdżę i już!"
Po prostu nie prowadziłam, a czas płynął i... minęło dziewięć lat.
Podobno nie podjęcie decyzji to tez decyzja. I tak właśnie było. Teraz zaczynam na nowo. Wiele się zmieniło, jest większy ruch na drogach, ja sama nabrałam wprawy w nie-jeżdżeniu.
Okazało się też, że nie wszystko zapomniałam, gdzieś tam, głęboko pozostały umiejętności, z których tak długo nie korzystałam.
I tylko tak sobie myślę w jak wielu dziedzinach życia robię podobnie. Odpuszczam, bo mi nie zależy. I potem twierdzę, że to wcale nie moja wina, po prostu tak wyszło, tak się jakoś potoczyło...
Prowadzenie samochodu, jakkolwiek dość ważne w dzisiejszych czasach, niezbędne jednak nie jest. Co innego kontakt z bliskimi, wychowanie dzieci, własny rozwój czy dbanie o zdrowie. Kolejny wieczór bez rozmowy z mężem, kolejne niezałatwione sprawy... Oj, no zabiorę się za to, gdy tylko będzie lepsza pogoda... Nie, dziś naprawdę nie mam siły...

W tym autku nie mogę być pasażerem. Siadam za kierownicą.
Asia





piątek, 14 marca 2014

Dobrze nam razem


Każdy człowiek potrzebuje innych ludzi. Jakkolwiek jest to myśl raczej trywialna, to jednak prawdą jest, że nie potrafimy być sami. Współczesny mit o niezależności, samowystarczalności jest mitem właśnie. Człowiek, który „wszystko zawdzięcza tylko sobie” nie istnieje naprawdę. Żaden Robinson Cruzoe nie jest szczęśliwy na swojej bezludnej wyspie. Robi wszystko by wrócić do domu. Nie chodzi tutaj oczywiście o dom w sensie czterech ścian, bo ten całkiem nieźle urządził sobie na nowym miejscu, ale o ludzi. I nawet Piętaszek mu nie wystarczał, chodziło o innych – bliskich, dalszych, o spotkania, rozmowy, wspólne posiłki, dzieloną z kimś radość, zrozumienie albo choćby nieporozumienia, kłótnie; życie. Dlaczego?
 „Nie jest dobrze, aby człowiek był sam” stwierdza Bóg niemal na samym początku Biblii. I nie trzeba być wierzącym chrześcijaninem, żeby dostrzec w historii stworzenia człowieka tę prawdę. Okrzyk Adama, po nadaniu imion wszystkim zwierzętom, kiedy Bóg przedstawia mu kobietę: ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! prawdziwie pokazuje o co w tym chodzi. Potrzebujemy Innego, który jednak jest Podobny. Musimy być razem.

Więc jesteśmy. Mamy rodziny, współmałżonków, dzieci, partnerów, współpracowników, przyjaciół i wrogów. Jesteśmy razem i...tak często mamy tego serdecznie dość. Marzymy o świętym spokoju, ciszy i samotności, marzymy o bezludnej wyspie...
Dlaczego to wszystko jest tak bardzo skomplikowane?
Bo życie w całkowitej samotności nie jest prawdziwym życiem, jest ułudą. 
Dopiero wtedy bowiem, gdy duch mój natrafia na zasadniczą, nieprzekraczalną granicę, którą jest inny, i którą przeżywa jako realną, i dopiero gdy nie poznaje, lecz uznaje tego innego, dopiero wówczas wkraczam w to, co rzeczywiste” twierdził Dietrich Bonhoeffer. Jest coś na rzeczy...Można naprawdę długo snuć fantazje na temat swojej szlachetności, odwagi i męstwa jak taki na przykład Lord Jim, ale dopiero zderzenie z rzeczywistością, tą rzeczywistością, którą jest drugi człowiek, pokazuje kim jestem naprawdę. Wcześniej tego po prostu nie wiem. I to nie jest łatwe. Zdobywanie tej wiedzy boli.
Ale kiedy już zrozumiem, że naprawdę potrzebuję Drugiego, że On potrzebuje mnie, że choć to bywa trudne, zawsze możemy się jakoś dogadać, nadchodzi spełnienie. Już się nie szarpię w poszukiwaniu, już nie muszę boleśnie zastanawiać się kim jestem, bo staję się każdego dnia. Nadchodzi spokój, którego nie zachwieje żadna burza. Choć burze się zdarzają.

Dobrze nam razem.
Asia

środa, 5 marca 2014

O nas


Jesteśmy małżeństwem od prawie 24 lat i...dobrze nam razem. A nawet coraz lepiej :) Nie zawsze dobrze znaczy łatwo i przyjemnie, ale zawsze znaczy fascynująco. To, że jesteśmy razem jest największą przygodą naszego życia.  Asia i Janusz Żydek