wtorek, 30 maja 2017

Stara fotografia

Znalazłam ostatnio takie zdjęcie. Leżało sobie wsunięte między jakieś papiery. Dokładniej to Szanowny Małżonek znalazł. 
Dzisiaj mija równe 40 lat od dnia, w którym je zrobiono. Pamiętam, bo to było dzień przed moimi urodzinami, a jego robieniu towarzyszyło wiele emocji. W końcu było to pierwsze prawdziwe, poważne zdjęcie. Miało być dla babci i dziadka i do szkolnej legitymacji. Do dziś pamiętam te kokardy w kratkę; były kolorowe, błyszczące i bardzo je lubiłam...
No i minęło właśnie równe 40 lat. Wyglądam trochę inaczej i w ogóle wiele, wiele rzeczy się zmieniło. Przy takiej okazji trudno nie mieć refleksji o upływającym czasie, o dorośnięciu i w ogóle o życiu. Jak to się w ogóle stało, że oba zdjęcia pokazują tę samą osobę? 

Wychodzi na to, że jutro kończę 47 lat. Zadziwiające.
Ale z drugiej strony... Jak pomyślę jaką drogę przeszłam, co udało mi się zrobić, ile przeżyłam... No gdzieś to trzeba upchnąć. 
A 47 lat to wcale nie aż tak dużo. 
Podróże - nie było tego imponująco dużo, ale dziewczynka ze zdjęcia na górze dopiero miała jechać na swoje pierwsze kolonie do Sandomierza i nic jeszcze na ten temat nie wiedziała. Morze, góry, jeziora, obozy i samotne wyprawy. Potem wyjazdy z dziećmi, a teraz już bez dzieci... Kawał życia :)
Spotkania z ludźmi... - jakiż ogrom różnych osób miał, i ma nadal, wpływ na mój sposób myślenia i na moje decyzje! No trudno tu nie wspomnieć najważniejszego człowieka, którego spotkałam, który zmienił moje życie kompletnie. Podjął ryzyko zostania moim Mężem i trwa w swoim postanowieniu 27 lat. Szacun i wdzięczność.
Nie wszystko oczywiście to cud, miód i orzeszki. Między różami zdarzały się ciernie, a droga pod górę bywała bardzo męcząca. Kilka razy spadłam i się potłukłam. Prawda, ale to co przeżyłam, ukształtowało to, kim jestem. Bez błędów i porażek byłabym kimś zupełnie  innym. 
Jednym słowem kończę czterdziesty siódmy rok życia z wdzięcznością Bogu i ludziom oraz oczekiwaniem co będzie dalej. 

czwartek, 25 maja 2017

Dokąd biegniesz?


To pytanie towarzyszy mi dzisiaj od czasu porannego kontaktu z bieżnią. Przeszłam w dość dobrym tempie 2 kilometry nie ruszając się z miejsca. Zawiedzionych moim "wynikiem" informuję, że to była rehabilitacja a nie trening :), ale do rzeczy - szłam sobie we wspomnianym już dobrym tempie, pilnowałam postawy i... miałam trochę czasu na myślenie. No i myślałam o celu właśnie. Dokąd idę? Ok, ćwiczyłam i cel w przestrzeni, oczywiście nie jest istotą treningu na bieżni, ale... 
Jak często biegniemy, spieszymy się, zdobywamy kolejne punkty, szczyty i pokonujemy trasy kompletnie nie zastanawiając się po co? Świat, w którym żyjemy trochę nas do tego skłania, ale na prawdę nie wszystko, co robimy i co dzieje się wokół jest winą tegoż świata! To my sami wybieramy mniej lub bardziej świadomie nasze cele. Generalnie nikt nas nie zmusza. To my sami gonimy za różnymi rzeczami, i jeśli źle wybierzemy, nasze cele mogą rozpłynąć się we mgle jakby nigdy nie istniały. 
Pytania po co, dokąd, dlaczego i dla kogo może nie zawsze są wygodne, ale warto je sobie postawić. 
Co jest moim celem? 
Dlaczego w ogóle gdzieś zmierzam?

czwartek, 11 maja 2017

Druga strona medalu

Jak wiadomo medale, i nie tylko one, mają dwie strony. Często o tych medalach mówimy, gdy dostrzegamy, że coś jest z jednej strony fajne i się nam podoba, ale z drugiej strony już takie fajne nie jest. Czasem mówimy po prosu o dwóch aspektach jakiejś sprawy ale częściej wygląda to tak, że o ile obie strony medalu - na przykład złotego, są złote, o tyle ta druga strona wydarzenia, czy sytuacji o której mówimy już taka złota nie jest. Zresztą po bliższym przyjrzeniu się i ta pierwsza też bywa tylko złotego koloru, albo jest nawet całkiem szara, ale tak jakoś zaświeciło słońce...
No i tym razem właśnie o tym. Kilka już razy pisaliśmy, że relacje kosztują, że trzeba nad nimi pracować, i że bez poświęcenia nic z tego nie będzie (na przykład tutaj i tutaj). Przyszedł czas na tę "drugą stronę". Wolelibyśmy pewnie wszyscy (my na pewno) żyć w świecie, w którym ten post byłby zupełnie niepotrzebny, ale taki świat jest niestety wyłącznie w filmach Disneya i kilku innych wytwórni.
W prawdziwym życiu, niestety, to o czym piszemy czasem nie działa. Istnieją na nim ludzie, którzy nie tylko nie docenią twojego poświęcenia, twojej miłości i zaangażowania, ale cynicznie je wykorzystają i jeszcze w tobie zbudują poczucie winy, kiedy tylko spróbujesz się od nich uwolnić. Nie będę się upierać, że to źli do szpiku kości ludzie i należy takich odizolować. Nie wiem. Czasem rzeczywiście sami też są ofiarami różnych historii, wydarzeń, czy po prostu poprzednich ofiar czegoś czy kogoś. I to prawda, że czasem sami potrzebują pomocy. Ale takie, najtrudniejsze nawet historie, a czasem wcale nie o nie chodzi, nie dają nikomu prawa do wykorzystywania drugiego człowieka. I nie wolno się na to godzić. Nigdy. 
Kilka razy spotykaliśmy się ostatnio z młodymi ludźmi. Rozmawiamy o życiu, o relacjach, o przyjaźni i miłości. I prawie zawsze pada pytanie - to jak mam wybrać? czym kierować się przy podejmowaniu decyzji o wspólnym życiu?
Odpowiedź jest dość prosta, choć czasem niełatwa. 
Kieruj się SERCEM I ROZUMEM!
Dzisiejszy świat trochę zwodzi nas swoim nastawieniem na emocje. Jeśli się zakochasz - nic nie da się z tym zrobić, musisz iść za głosem serca. I delikatne, wrażliwe osoby z tego właśnie powodu lądują czasem w bardzo nieprzyjemnych miejscach. Dlaczego? Bo ja go/ją tak bardzo kocham... Bo na pewno w końcu się zmieni... Bo jak ona/on poradzi sobie beze mnie? I jakieś dwa miliony podobnych przekonań łączących w sobie beznadzieję, strach, przekonanie o własnej małości z pewną nutką szlachetności, bo przecież "tylko ja potrafię tak kochać, nikt inny by z nim/ z nią nie wytrzymał". I mijają kolejne lata rozpaczy, samotności, żalu, rozczarowania, beznadziei, strachu i przekonania o własnej małości, a jednak z nutką szlachetności... już było? tak, bo to zaklęty krąg, z którego strasznie trudno się wyplątać. Na dodatek z czasem człowiek przyzwyczaja się do zimy, śniegu, deszczu i szarości, i z niedowierzaniem wita każdy promień słońca. Jak wilk w ZOO wydeptuje sobie ścieżkę, z której nie potrafi już zejść nawet kiedy krat dawno już nie ma. 
Tak więc wspomagaj się sercem, pewnie, że tak, uczucia są dość ważne w naszym życiu. Ale rozumu nie zastąpią. I jeśli serce podpowiada ci źle - nie idź za nim. Z całym szacunkiem do serca własnego i do każdego z Waszych serc - one naprawdę bywają zwodnicze. Przykra sprawa. Nasze własne serce potrafi nas oszukać i dlatego niestety nie jest dobrym doradcą. Nie chodzi przy tym o to, by serce z życia wyrzucić, ale o to, by nie pozwolić mu kierować. 
Jeśli kierujemy się tylko rozumem, to też nie najlepiej, oczywiście. Sami stajemy się trochę bezduszni, łatwo ranimy innych. Równowaga przydaje się i w tę stronę. 
Tak więc kiedy podejmujemy w naszym życiu decyzje, które nie tylko nas dotyczą, kierujmy się i sercem i rozumem. 

piątek, 5 maja 2017

Drogocenne rzeczy dużo kosztują

Drogocenne rzeczy dużo kosztują.
Oczywista sprawa. Jeśli chcemy mieć coś cennego - musimy za to zapłacić. Za najdroższe rzeczy - najwięcej. Proste? Niby tak. Jeśli chodzi o samochody, domy i mieszkania czy biżuterię, to sprawa jest posta i oczywista. Ale zupełnie inaczej sprawy się mają, kiedy przychodzi do codziennego życia. A tutaj to jeszcze ważniejsza sprawa. Za cenne rzeczy trzeba zapłacić. I o ile można czasem trafić jakieś cudo na wyprzedaży czy promocji, to w naszych relacjach nie ma drogi na skróty. Zaufanie, wierność, miłość, przyjaźń - je się zdobywa. I trzeba za nie zapłacić. Przyjaźń czy miłość z wyprzedaży??? Nie, dziękuję.
Drogocenne rzeczy dużo kosztują. Potrzebują Twojego zaangażowania, uwagi, czasu, poświęcenia, codziennej pracy, o której już ( tu ) pisałam. I o tym oczywiście też trzeba pamiętać, ale już na samym początku - miej świadomość tego, że jeśli chcesz mieć coś cennego - musisz ponieść koszt. Dostajesz za darmo - ale jeśli przyjmujesz, Twoje życie się zmienia.
Coraz częściej słychać z każdej strony o utrzymaniu swojej niezależności, nie ponoszeniu kosztów, dbaniu o siebie. Nie chodzi o to żeby zaniedbać swoje sprawy, i o tym tez już pisaliśmy, ale bez poświęcenia siebie i swoich spraw nie da się  zbudować żadnej relacji. 
Znajomi dostali małego pieska. I niby za darmo. Ale od czasu jak go mają - ich życie mocno się zmieniło. Z pieskiem trzeba wychodzić na spacery nawet w taką paskudną pogodę, jaką mamy tej wiosny, piesek potrzebuje jedzenia i picia, swojego miejsca w domu, wyrozumiałości gdy coś nabroi. No i zmienia się w psa. 

Śledząc Facebook'a, czy inne media, można zauważyć, że to wydaje się ludziom znacznie bardziej oczywiste niż dbanie o relacje na przykład z żoną, czy mężem. Albo pracownikiem. Potem pytamy "dlaczego" i ogólnie jesteśmy rozczarowani, rozżaleni i nieszczęśliwi... No i tego chyba nie rozumiem.
Jeśli płacisz za szkiełko - nie oczekuj, że dostaniesz diament.